Prince skończyłby 62 lata w niedzielę.
Po raz pierwszy, jego majątek planował zorganizować swoje coroczne wydarzenie Paisley Park Celebration, aby powiązać je z datą jego urodzin, a nie rocznicą jego śmierci. Ale to, jak wszystko inne, zostało odłożone w niepewną przyszłość z powodu pandemii.
Można sobie tylko wyobrazić, co Prince myślałby teraz o świecie, gdyby wciąż był w pobliżu. Nie ma go, ale jego duch żyje dzięki jego muzyce i jego fanom. Choć jest to prezent, którego on sam by nie przyjął, postanowiłem uczcić urodziny Purpurowego, tworząc ranking jego 10 najlepszych albumów. Jeśli ktoś kiedyś powie wam, że nie rozumie, dlaczego Prince był tak wielką gwiazdą, dajcie mu jedną z tych płyt, skinienie głową i uśmiech.
10.) „Parade” (1986)
„Kiss”, epicki lead singiel z ósmego albumu Prince’a stoi jako jedno z jego największych osiągnięć. Jest to rodzaj piosenki, którą każdy muzyk chciałby napisać, ale nigdy nie mógł tego zrobić. I na początku Prince był gotów ją oddać.
W połowie lat 80-tych Prince i basista Revolution Mark „Brownmark” Brown założyli nowy zespół R&B o nazwie Mazarati. The Purple One dał grupie akustyczne demo utworu „Kiss” z myślą, że Mazarati nagrają je na swój debiutancki album. Po tym, jak zespół i producent David Z. pomajstrowali przy aranżacji, Prince wyrwał je z powrotem, wprowadził jeszcze kilka zmian i przeforsował, by stało się singlem, wbrew życzeniom swojej wytwórni. Utwór stał się jego trzecim przebojem nr 1, zdobył Grammy i zainspirował pamiętne covery Art of Noise (z Tomem Jonesem na wokalu) i Age of Chance.
Jeśli chodzi o resztę „Parade”, służy ona jako ścieżka dźwiękowa do „Under the Cherry Moon”, całkowicie szalonego filmu fabularnego napisanego i wyreżyserowanego przez Prince’a. Jest to zbiór pełnych przygód, czasem dziwacznych piosenek, od radosnego „Mountains” (jeden z często pomijanych klasyków Prince’a) do tragicznego „Sometimes it Snows in April” (Prince zmarł 31 lat po tym, jak go nagrał).
9.) „Come” (1994)
Do 1994 roku Prince był już dobrze nagłośniony w swojej szeroko nagłaśnianej walce z Warner Bros. o kontrolę nad kierunkiem jego kariery. Prince wydawał nowe utwory w szybkim tempie, ale jego wytwórnia martwiła się o przesycenie rynku, co było słusznym argumentem, ponieważ pozycja komercyjna Prince’a w 1994 roku zaczynała się w najlepszym razie chwiać.
W tym czasie Prince miał kilka projektów w różnym stanie ukończenia, od „interaktywnego doświadczenia muzycznego” luźno opartego na „Odysei” Homera do potrójnego albumu nazwanego „The Dawn”. W końcu złożył parę albumów z tego materiału – „Come” i „The Gold Experience” – i oddał je do swojej wytwórni tego samego dnia.
Warner Bros. wydał „Come” jako pierwszy, ale z jakiegoś powodu Prince starał się go jak najbardziej sabotować. Dramatyczna okładka zawierała słowa „Prince: 1958-1993”, co było sygnałem, że od tego momentu Prince, którego znaliśmy, przestał istnieć. Zmienił swoje nazwisko na symbol i w zasadzie udawał, że „Come” nigdy nie istniało. A szkoda, bo to porywające słuchanie z mrocznym, inspirowanym techno klimatem, zupełnie niepodobnym do niczego, co zrobił do tej pory.
8.) „3121” (2006)
Po spędzeniu kilku pierwszych lat nowego stulecia na pracy w pół-niepamięci, Prince zdecydował, że jest gotowy, aby być ponownie sławnym w 2004 roku. Wydał „Musicology” – swój najbardziej komercyjny album od dekady – i wyruszył w ostatnią tradycyjną trasę koncertową po arenach. Aha, i został również wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame.
Ale z perspektywy czasu, „Musicology” wydaje się zbyt bezpieczny i grzeczny. Na „3121” Prince stworzył płytę przepełnioną pewnością siebie, aż po zarozumiałość. Od bujnej bossa novy w „Te Amo Corazon” do napiętego elektrofunku w „Black Sweat”, prawie każda piosenka na „3121” jest zwycięzcą.
Prince miał mnóstwo pomysłów na promocję płyty, od (nienajlepszych) perfum do nigdy nie uruchomionego magazynu, ale skończyło się na graniu w serii teatrów wspierając swoją ówczesną protegowaną Tamar, jego partnerkę w duecie w „Beautiful, Loved and Blessed”. Pomimo pokazania wielkiej obietnicy w stylu Tiny Turner, Tamar wkrótce dostała buta, a Prince, jak zawsze, maszerował naprzód.
7). „Prince” (1979)
Prince był jeszcze nastolatkiem, kiedy nagrał swój debiutancki album „For You”, imponujący pierwszy wysiłek, który napisał, nagrał i wykonał prawie całkowicie sam. W następnym roku Prince założył zespół i zagrał swój pierwszy koncert w Capri Theater w Minneapolis. Doświadczenie to wyraźnie poszerzyło horyzonty młodego Minnesotańczyka, gdyż jego debiutancka płyta z własnym tytułem aż kipi od emocji, poczynając od śmiałego, jedno-dwu-trzypunktowego uderzenia otwierających ją utworów „I Wanna Be Your Lover” (jego pierwszy wielki przebój), „Why You Wanna Treat Me So Bad” i „Sexy Dancer”.”
„Prince” jest tak mocnym albumem, że jeden z jego najlepszych utworów, „I Feel for You”, nie był nawet singlem. Pięć lat później, Chaka Khan mądrze go wskrzesiła, a jej charakterystyczna wersja coveru pomogła wznowić jej karierę.
6.) „Emancipation” (1996)
Jednym z wielu problemów, jakie Prince miał z Warner Bros. jest to, że wytwórnia chciała wydawać muzykę według swojego harmonogramu, a nie Prince’a. Kiedy więc w końcu uwolnił się od kontraktu, Prince zaskoczył wszystkich, wydając rozległą, trzygodzinną epopeję „Emancipation”.
Przez większą część swojej kariery Prince ukrywał się za swoją osobowością, ale „Emancipation” oferuje jedne z jego najbardziej osobistych, intymnych piosenek, które celebrują zarówno jego nową wolność muzyczną, jak i nową żonę, Mayte Garcię. Para miała dziecko, które zmarło wkrótce po urodzeniu, na około miesiąc przed tym, jak „Emancipation” trafiło do sklepów. Prince wykorzystał nagranie bicia serca swojego dziecka w piosence „Sex in the Summer.”
Prince zanurzył się w bluesie i muzyce house, a także, po raz pierwszy, coverował piosenki innych artystów: „I Can’t Make You Love Me” (Bonnie Raitt), „Betcha by Golly Wow” (the Stylistics), „La-La (Means I Love You)” (the Delfonics) i, o dziwo, „One of Us” (Joan Osborne). Nie każdy z 36 utworów „Emancipation” działa, ale sama głębia i szerokość „Emancipation” pozostaje imponująca do dziś.
5.) „Around the World in a Day” (1985)
„Purpurowy deszcz” uczynił z Prince’a światową supergwiazdę i Warner Bros. z pewnością chętnie pozwoliłoby, aby jego sukces rozlał się na drugi rok. Prince, oczywiście, miał inne pomysły i przekazał wytwórni „Around the World in a Day”, psychodeliczny rockowy album, który miał niewiele wspólnego ze swoim poprzednikiem, nie mówiąc już o czymkolwiek innym, co było wówczas dostępne w radiu.
Prince nalegał również, aby wytwórnia wydała album z niewielkimi fanfarami. Chciał, aby był on postrzegany i słyszany jako kompletne dzieło i odmówił wydania singla do kilku tygodni po tym, jak płyta trafiła do sklepów. Szalony „Raspberry Beret” dał Prince’owi kolejny hit, podczas gdy chytry „Pop Life” nigdy nie otrzymał należnego mu uznania jako pomniejsze arcydzieło.
„Around the World in a Day” był zbyt wyspiarski i kontemplacyjny, aby powtórzyć sukces „Purple Rain”, ale brzmi mocniej niż kiedykolwiek około 35 lat później.
4.) „Dirty Mind” (1980)
Prince miał to na myśli, kiedy nazwał swój trzeci album „Dirty Mind”. Jest on wypchany czasami wciąż szokująco dosadnymi piosenkami i opakowany w okładkę, na której widnieje nagi Prince odziany w bikini, otwartą kurtkę i niewiele więcej (poza przestępczą ilością tuszu do rzęs).
Poza tekstami, jednak „Dirty Mind” jest najbardziej godny uwagi ze względu na różnorodność dźwięków, z Prince’em eksplorującym rock, nową falę i funk po tym, jak trzymał się głównie prostego R&B na swoich pierwszych dwóch płytach. Prince po raz pierwszy zadeklarował światu, że może wykonać każdy styl i może to zrobić lepiej niż ktokolwiek inny.
Utwór tytułowy, „Uptown” i „Partyup” to najważniejsze utwory, ale po raz kolejny inny artysta musiał zamienić jedną z najlepszych piosenek w hit, co zrobiła Cyndi Lauper ze swoim zwycięskim wykonaniem „When You Were Mine.”
3). „1999” (1982)
Pierwsze cztery albumy Prince’a zyskały ciepłe recenzje i kultowe grono zwolenników. Ale „1999” mocno ugruntował pozycję Prince’a w głównym nurcie dzięki utworowi tytułowemu, „Delirious” i „Little Red Corvette”. Nie zaszkodziło mu również to, że pojawił się w momencie, gdy MTV zaczęło grać o czarnych artystach. Ze swoim wyrazistym wizerunkiem, zaraźliwymi piosenkami i ogólną atmosferą tajemniczości i niebezpieczeństwa, Prince okazał się idealną gwiazdą dla ery wideo.
Pomysł na Minneapolis Sound naprawdę zrósł się z „1999”, z jego napiętymi elektronicznymi rytmami, szalejącymi gitarami i niebiańskim wokalem Prince’a. Trwający 70 minut i składający się z 11 utworów album był pierwszym podwójnym albumem Prince’a. Ale miał on pod sobą o wiele więcej materiału, co zostało ujawnione dzięki dwóm tuzinom wcześniej niepublikowanych utworów studyjnych z epoki, które pojawiły się na wydanej w listopadzie tego roku reedycji deluxe płyty.
2.) „Purple Rain” (1984)
Gdy artysta w jakimkolwiek medium tworzy coś tak szalenie udanego jak „Purple Rain”, to może być kuszące, aby to odrzucić. Ale „Purple Rain” więcej niż się trzyma. Wręcz trudno uwierzyć, że może być jeszcze lepiej. Teraz bardziej niż kiedykolwiek czuje się, że jest to album z największymi przebojami, który otwiera „Let’s Go Crazy”, a zamyka „Purple Rain”. Prince płonął tak gorąco, że nawet jedna ze stron dodatkowych – parne „Erotic City” – jest prawie tak dobrze znana i uznawana, jak każda z piosenek, które złożyły się na album.
„Thriller” Michaela Jacksona mógł sprzedać się w większej ilości egzemplarzy, ale „Purple Rain” zmienił muzykę na zawsze.
1.) „Sign o’ the Times” (1987)
Jedną z największych rzeczy dotyczących Prince’a była jego muzyczna elastyczność i szeroki zakres. Raz po raz udowadniał, że jest w stanie zmierzyć się z każdym stylem, każdym tematem i złamać każdą regułę w książce, gdy to robi.
Pod względem wielkiego rozmachu, „Sign o’ the Times” jest jego koronnym osiągnięciem. Tak jak to robił przez całą swoją karierę, Prince wziął najlepsze kawałki z kilku powstających projektów i stworzył podwójny album czystej magii. To jak dźwiękowa kolejka górska, która przeskakuje od mrocznego minimalizmu utworu tytułowego, przez brudny funk „It”, dziecięcy pop „Starfish and Coffee”, aż po głęboki spirytualizm „The Cross”.”
„Purple Rain” udowodnił, że Prince jest supergwiazdą. „Sign o’ the Times” udowodnił, że Prince był jednym z największych artystów XX wieku.
„Purple Rain” udowodnił, że Prince był supergwiazdą.