Fade to Black: Once Upon a Time in Multi-Racial America
December 8, 1994
„Metté milate
enhaut choual,
li va dî négresse pas
so maman.”
„Wystarczy posadzić
mulata na koniu,
a on powie
tobie, że jego matka nie była
niegrzeczną kobietą.”
Przysłowie kreolskie, w tłumaczeniu
przez Lafcadio Hearna, 1885
NEW ORLEANS – Było już późno i przedstawienie się skończyło. Byliśmy głodni i pijani. Adolph powiedział, że Mulé’s jest już pewnie zamknięte, ale zna miejsce, gdzie można coś zjeść po drugiej stronie miasta. „Może tam też zobaczycie niektórych z nich” – powiedział. Adolph jest badaczem historii i polityki Afroamerykanów, wychował się w Nowym Orleanie i wiedział, jak wyglądali i gdzie jedli. Lubili Mulé’s, knajpkę na siódmej ulicy, która serwuje najlepsze w mieście bułki z ostrygami. Drugi lokal, mówił Adolph, też był dobry do obserwacji, ale znacznie poniżej siódmoklasowych standardów kulinarnych. Okazało się, że to całonocny fast-food, oświetlony zbyt jasno, z leniwym tłumem imprezowiczów czekających w połamanych kolejkach na jakąś nieinspirowaną smażoną potrawę.
Na chwilę całkowicie zapomniałem o nich i o nich. Chciałem spróbować bułki z ostrygami, ale nie było już żadnej, więc zamówiłem kanapkę z kurczakiem „ubraną” w sałatę, pomidora i majonez. Kobieta przy kasie wydawała się znudzona moim entuzjazmem i westchnęła, a ja w odpowiedzi zwróciłem uwagę na jej kolor skóry. Była ciemna. Odwróciłem głowę i sprawdziłem dwie zaspane dziewczyny w następnej kolejce. Wyglądały na zmęczone w swoich falbaniastych sukienkach balowych; ich skóra była woskowana, smutne blade wykończenie światła księżyca. Wiedziałam – och, zawahałam się przez chwilę, bo widziałam, jak pospieszne oko mogło uznać je za białe, ale wiedziałam. Odwracając się do Adolfa szepnąłem „kreolski” i wykonałem gigantyczny pijacki ukłon w ich kierunku. Adolf spojrzał i potwierdził: to rzeczywiście byli oni.
A oni byli nami, czarnymi jak my. Założę się, że właściwie nikt w tłumie nie miał problemu z dostrzeżeniem afrykańskiej krwi dziewczyn, i to nie tylko dlatego, że staliśmy w lokalu przeznaczonym dla czarnych, i nie tylko dlatego, że dziewczyny nie wyglądały na przestraszone lub zdeterminowane, by nie wyglądać na przestraszone, jak to zwykle chcą białe dziewczyny w takich sytuacjach. Wszyscy wiedzieliśmy, ponieważ wszyscy byliśmy w jakimś nieuchwytnym sensie rodziną, a rodzina może – lub wyobraża sobie, że może – rozpoznać siebie, wykryć siebie, zobaczyć siebie bez względu na pozory.
Tak więc stały tam dziewczyny, ich zmęczone, księżycowe spojrzenia mówiły nam wszystko. Teraz naprawdę się im przyjrzałem i dostrzegłem tajemniczą warstwę brązu tuż pod powierzchnią ich twarzy i ramion. Z wyćwiczoną dokładnością moje oczy wychwyciły inne wskazówki: pewną ciężkość włosów, szerokość warg, pełność bioder i nosa. (Kiedy byłem dzieckiem, było czymś w rodzaju sportu łowienie dowodów naszej obecności, szukanie siebie w twarzach „białych”, takich jak Alexander Hamilton czy Babe Ruth). Każdy szczegół uwydatniał „czarność” dziewczyn tak pewnie, jak spojrzenie w lustro, i dawał mi dawne poczucie triumfu, dopóki nie minęła chwila i nie przypomniałem sobie, dlaczego tak naprawdę nigdy nie mogliśmy być tacy sami: byliśmy w Nowym Orleanie i te dziewczyny były Kreolkami, a ja nie jestem.
Adolph, ty trzymasz klucz do tej historii. Powód – ty i ja jesteśmy rodziną, ale znajdujesz się po drugiej stronie kreolskiej różnicy, dziwnego rozróżnienia zbudowanego z niczego innego jak opowieści i kłamstw, kłamstw i opowieści, sił, które wyczarowują rodzinę. Chociaż oboje chcielibyśmy myśleć o kreolskiej opowieści jako o jeszcze jednej linii fabularnej w czarnej historii, bo to wszystko, czym jest, naprawdę, oboje wiemy, że prawdziwi wyznawcy mówią, że kreolski to zupełnie odrębna rzecz; ty i ja wiemy, jak mówią Spójrz na nas. Jak mówią Patrz na nas. Jak lubią być nimi, a nie nami.
Ci i my. Jakie to dziwne. Uświadamiam sobie teraz, że nigdy nie rozmawialiśmy o różnicach w naszych wyglądach, twoim jasnym i moim ciemnym. Żadne z nas, jak podejrzewam, świadomie nie unikało tej dyskusji. Po prostu nie było o tym mowy: jest tyle rzeczy do omówienia – po co tracić czas na takie głupstwa? Ale to było tam, podczas podróży do Nowego Orleanu; różnica utkwiła nam w twarz. Przerwała nasze milczenie, zmusza mnie do mówienia o absurdzie – pozwólcie, że najpierw opiszę nasze wyglądy z tak zimnym spojrzeniem, jak opisałbym każdą postać.
Mam czekoladowobrązową skórę, obfite usta, rodzaj zwykłych kędzierzawych włosów, za którymi wiele czarnych kobiet wciąż szaleje. Noszę kozią bródkę i czasem okulary. Mam 30 lat i nie jestem w świetnej formie, bo nie lubię ćwiczyć. Masz kilkadziesiąt lat więcej ode mnie, ale prawdopodobnie jesteś w lepszej kondycji. Nie przypominam sobie, żebym widziała zbyt wiele siwych włosów na twojej głowie, kiedy widziałam cię ostatnio, chociaż twoja linia włosów się zmniejsza. Twoje włosy są proste i ciężkie jak u południowego Azjaty; twoja skóra jest bursztynowo-brązowa, rysy okrągłe, ale mocne: kilku mieszkańców Indii pomyliło cię nawet z rodakiem. Ale jesteś czarny, zdecydowanie i kreolski.
Przyjaźnimy się już od kilku lat i choć nie da się wyjaśnić przyjaźni, jest kilka powodów, dla których chcę, żebyś wiedział, że widzę. Oboje uwielbiamy patrzeć, jak ludzie robią swoje hustle. Śmiejemy się z tych samych absurdów i najczęściej bolą nas te same absurdy. Mamy podobną politykę i nie jesteśmy sprzedawczykami. (Co nie jest normalne, dlatego sprzedajni ludzie nazywają nas cynikami). Jest tego oczywiście o wiele więcej. Historie ludzkich uczuć są oceaniczne pod względem liczby i złożoności. W ten sposób jesteśmy bardzo zwyczajni.
Ale tematem, o którym mowa, jest czerń i brąz. Z pewnością jest to jedna z historii, które nas tworzą, tak jak tworzą każdego innego Afroamerykanina, a przy jakimkolwiek badaniu, każdego białego, Azjatę, Latynosa czy kogokolwiek innego na tych wybrzeżach. Chociaż nie rozmawialiśmy o naszych własnych kolorach, ty i ja rozmawialiśmy o tym, jak wiele społecznych znaczeń przypisuje się różnicy odcieni, nawet dzisiaj. Przeżyłeś to i próbowałeś zapomnieć, bo debata jest absurdalna. Ja też nie lubię trzymać tych rzeczy w sobie. Żartowałam z tych konfesyjnych kawałków opisujących ból bycia ciemnym, ból bycia jasnym, ból bycia mieszanym i pomiędzy – rzadko kiedy mówi się coś prawdziwego. Śmialiśmy się z tego, jak biali ludzie pożerają te rzeczy, ale na razie przestanę się śmiać, ponieważ zdecydowałem się pamiętać o tym konflikcie, między czarnym a brązowym, i prześledzić historię Kreola.
Przed tą podróżą do Nowego Orleanu nigdy nie użyłem terminu Kreol do opisania Adolfa, i nie jestem pewien, czy czuję się komfortowo nazywając go tak teraz. Ale jego rodzina byłaby uważana za kreolską, i myślę, że to czyni Adolfa kreolskim, mimo że on sam się nim nie nazywa, i mimo że zawsze odnosi się do kreolów w trzeciej osobie, i prawie zawsze z nutą sarkazmu.
Po tym, jak powiedziałem mu, że przyjeżdżam do Nowego Orleanu, Adolph zaproponował, że pokaże mi część kreolskiego świata. Wiem, że nie do końca czuł się komfortowo w roli tubylczego informatora. Niewiele o nich mówił; przeważnie mówił chłodno ironiczne rzeczy i obserwował, jak ja ich obserwuję. Kiedy wróciłem z miasta, znalazłem kilka książek, które zasugerował Adolph: White by Definition, autorstwa Virginii Domínguez, oraz Creole New Orleans, zbiór esejów pod redakcją Arnolda Hirscha i Josepha Logsdona. Te i inne książki, artykuły, studia, wywiady oświetliły społeczną historię Nowego Orleanu i wskazały mi inne źródła, które również okazały się pomocne. Ale w miarę czytania zaczęłam wyczuwać znajomą ciszę i zdałam sobie sprawę, że niemal każda praca, którą znalazłam, krążyła wokół kwestii, jak i kiedy dokładnie czarni creoles rozwinęli swoją osobliwą świadomość cienia. Byłem zmuszony czytać bardzo uważnie, by samemu wypełniać luki. Większość tej historii jest jednak dokładnie udokumentowana.
Kreol zaczyna się jako criollo, nazwa, jaką ludy afrykańskie zniewolone przez Iberów z Nowego Świata w XVI wieku nadawały Afrykanom urodzonym tutaj. Termin ten nie pozostał w rękach czarnych zbyt długo; Hiszpanie i Portugalczycy w koloniach szybko zaczęli nazywać siebie criollo. Niektórzy z nich twierdzili nawet, że słowo to wskazuje wyłącznie na białych tubylców, i że tylko tubylcy o czystym europejskim rodowodzie mogą używać tego terminu.
Pierwsze pojawienie się kreolskiego miało miejsce prawdopodobnie pod koniec XVI wieku na francuskiej wyspie Saint Domingue, zwanej obecnie Haiti. Kreolski dotarł do Luizjany wkrótce po założeniu tego terytorium w 1682 roku. Tutaj oznaczał tubylczość, prostą i oczywistą. Francuska polityka kolonialna od samego początku zachęcała do mieszania się z Choctaw i innymi lokalnymi ludami; nieuchronnie na tym terytorium dochodziło do wielu związków międzyrasowych. Ich potomstwo nazywano kreolskim; nazwę tę nosiły wszystkie lokalnie urodzone dzieci: dzieci Niemców, Akadyjczyków z Kanady (zwanych Cajunami), hiszpańskich okupantów, imigrantów z Kuby i St. Domingue oraz innych francuskich wysp karaibskich, a także dzieci francuskich przybyszów. Nawet afrykańscy niewolnicy, którzy obcowali z Indianami równie często jak biali, a także mieszali się z białymi, mogli identyfikować swoje dzieci za pomocą terminu, który wymyślili ich przodkowie.
Żadna z tych rzeczy, oczywiście, nie powinna zachęcać czytelnika do myślenia o Luizjanie jako o jakiejkolwiek przystani rasowej. Luizjana zaczęła się jako idea białych i taką pozostała: Dobroć Choctawów została odpłacona ludobójstwem, większość Afrykanów została przywieziona jako niewolnicy, a Europejczycy chodzili po tej ziemi jako władcy, tak jak wszędzie indziej. To, co odróżniało Luizjanę, a zwłaszcza jej portowe miasto Nowy Orlean, od angielskich kolonii czy wschodniego wybrzeża, to sposób, w jaki rozumiano mieszanki rasowe. Chociaż biali Amerykanie również uprawiali seks z Afrykanami i Indianami, zazwyczaj zaprzeczali jego rezultatom. Każdy z „jedną kroplą” afrykańskiej krwi był według amerykańskiego schematu definiowany jako czarny, a wszyscy inni byli efektywnie biali.
Rzeczy były marginalnie bardziej elastyczne w Nowym Orleanie. Konkubinat, ułatwiany przez regularne „bale quadroon”, na których biali mężczyźni spotykali się i wybierali z parady mieszanych rasowo kobiet, oraz międzyrasowy plaçage, forma małżeństwa prawa zwyczajowego, były milcząco dozwolone aż do przełomu XX i XXI wieku. Dzieci z tych układów były często poddawane manumisji; one i ludzie o rdzennie amerykańskim lub częściowo rdzennie amerykańskim rodowodzie stanowili przytłaczającą większość klasy ludzi zwanych gens de couleur, czyli „kolorowymi ludźmi”, i zgodnie z zaleceniami Czarnego Kodu Luizjany formalnie nie byli uważani ani za czarnych, ani za białych, lecz za trzecią rasę.
Trójdzielny porządek rasowy Nowego Orleanu przypominał ten panujący na wielu wyspach Karaibów. Od Kuby po Haiti, od Brazylii po Jamajkę, europejscy osadnicy używali ilości białej krwi wyczuwalnej w czarnych ciałach jako miary do rozróżniania Afrykanów, przyznając ludziom o wyraźnie „mieszanym” rodowodzie więcej praw i przywilejów. Historycy sugerują, że pojawienie się tej logiki zwykle odpowiadało stosunkowi liczby czarnych do białych właścicieli: im wyższa liczba, tym większa częstotliwość miscegenacji, tym więcej powodów, by objąć trzecią kategorię. Jamajscy niewolnicy, na przykład, zapożyczyli hiszpańską nomenklaturę dla swojego mieszanego rasowo potomstwa: jako jedyni wśród angielskich kolonii, Jamajczycy uznawali prawne różnice pomiędzy sambos i mulatami; quadroons i octoroons.
W Nowym Orleanie byli gens de couleur, ludzie kolorowi. Ich półoficjalna trzeciość zaczęła jednak słabnąć, gdy Thomas Jefferson zezwolił na zakup Luizjany w 1803 roku. Amerykanie napłynęli do Nowego Orleanu, a dawni kreolscy mieszkańcy początkowo zareagowali ponownym podkreśleniem swojego lokalnego dziedzictwa. Zarówno kolorowi, jak i biali kreole nadal mówili po francusku gombo (wzorowanym na kreolskim używanym przez czarnych Haitańczyków); przygotowywali swoje dania gumbo, wywodzące się z kuchni francuskiej, afrykańskiej, indiańskiej i hiszpańskiej; praktykowali swój katolicyzm, a często także jego synkretyczny odpowiednik, hoodoo. Ani kultura, ani nacjonalizm kulturowy nie okazały się jednak wystarczające, by odeprzeć polityczny i ekonomiczny napór Stanów Zjednoczonych. Do lat 50. XIX wieku biali kreole zmienili sposób, w jaki używali tej nazwy, by dopasować się do konturów amerykańskiego dualizmu rasowego: gens de couleur zostali zepchnięci do kategorii Murzynów, a creole odnosili się tylko do białych tubylców. Zaprzeczenia stały się głośniejsze wraz ze zbliżaniem się wojny domowej, a jeszcze głośniejsze wraz z powojennym wprowadzeniem systemu Jim Crow.
Może być niemożliwe dokładne określenie, kiedy gens de couleur zaczęli nazywać siebie creole, ale zmiana była na dobrej drodze, kiedy Sąd Najwyższy wydał przełomową decyzję w sprawie Plessy przeciwko Fergusonowi w 1896 roku. Powód, Homer Adolph Plessy, był „kolorowym” mieszkańcem Nowego Orleanu o bardzo jasnej karnacji. W 1892 roku grupa wybitnych kolorowych obywateli, Comité des Citoyens, wybrała go do przetestowania uchwalonej dwa lata wcześniej ustawy o oddzielnych samochodach. Siódmego czerwca Plessy próbował usiąść w wagonie „tylko dla białych” i odmówiono mu wstępu. Został zaciągnięty do sądu, gdzie twierdził, że przysługuje mu „każde prawo, przywilej i immunitet zapewniony obywatelom… białej rasy” i przegrał stosunkiem głosów 7-1.
Orzeczenie sądu potwierdziło zaangażowanie Ameryki w apartheid „oddzielnie, ale na równi”, i pośrednio wyrównało różnice między tradycyjnie wolnymi kolorowymi a czarnymi, których szyderczo nazywano „Amerykanami”; wpisało wszystkich afrykańskich potomków do tej samej kasty, bez względu na klasę, kolor skóry czy wcześniejsze warunki poddaństwa. Domínguez w White by Definition zauważa, że ustawodawcy Luizjany przywrócili stare przepisy zakazujące związków seksualnych między Murzynami a białymi nieco ponad dekadę później; w 1910 r. ustawodawcy wyraźnie sklasyfikowali razem wszystkie „osoby rasy kolorowej lub czarnej”. Czyniąc to, Luizjana albo zmieniła, albo odnotowała zmianę znaczenia słowa „kolorowy”. Teraz „kolorowi” o indiańskim lub częściowo indiańskim rodowodzie byliby prawnie „biali”; jedna kropla afrykańskiej krwi czyniła każdego „kolorowego” czarnym. Nie było wystarczająco dużo ludzi o azjatyckim pochodzeniu, którzy mogliby zakłócić ten schludny dualizm i tak to się skończyło: W Nowym Orleanie nie było już półoficjalnych trzecich ras.
Nagle gens de couleur stali się niewidzialni dla prawa. Biali mieszkańcy Nowego Orleanu nie tylko zaprzeczyli ich roszczeniom do kreolskiego dziedzictwa; państwo oficjalnie pozbawiło ich uznania ich względnie średniego statusu jako rzemieślników, a w kilku przypadkach jako członków „grzecznego” społeczeństwa. Homer Adolph, Plessy żył, jak sądzę, w swoim dziwnym czyśćcu – może to być dla niego niesprawiedliwe, ponieważ nie pozostawił prawie żadnych listów, notatników ani innych zapisów swoich przemyśleń. Czyściec nie wydaje się też prawdopodobnym miejscem pobytu dla człowieka, który słusznie może być uważany za Rosę Parks swoich czasów.
Strefa pomiędzy zamieszkana przez gens naprawdę nie miała żadnej nazwy. Plessy jest Rosą Parks zarówno dla czarnych, jak i dla tych nagle bezimiennych ludzi, którzy zaczęli nazywać się kreolami z nowego powodu: aby zachować swoją odmienność od Murzynów. Chociaż wielu wyzwolonych mówiło w języku gombo i również nazywało siebie kreolami, pochodzili oni głównie ze wsi i jako tacy nie byli prawdziwymi konkurentami dla tego terminu. A przejęcie terminu creole nie odbyło się w szczególnie głośny sposób; wiele osób, które kwalifikowały się do tego miana, odrzuciło je. Niektórzy po prostu przekroczyli linię koloru skóry; inni przyjęli murzyńską tożsamość i należeli do najbardziej postępowych czarnych przywódców Rekonstrukcji. Pomiędzy tymi skrajnościami znajdował się jednak środek – to właśnie dlatego jasna karnacja Plessy’ego i jego poparcie wśród kolorowego Comité mają znaczenie.
„W petycji o wydanie zakazu twierdzono, że petitioneer był w siedmiu ósmych kaukaski i w jednej ósmej afrykański; że mieszanka kolorowej krwi nie była u niego dostrzegalna, i że przysługiwało mu każde prawo, przywilej i immunitet zapewniony obywatelom Stanów Zjednoczonych białej rasy…” (kursywa dodana)
Jakże doskonale niejednoznaczne przyrzeczenie Plessy’ego pasuje do fenotypowej różnicy gens, jakże niemal nie do odróżnienia jest to przyrzeczenie. Plessy po cichu mówi, że jego wygląd stawia go poza rasą murzyńską i czyni go niekwalifikującym się do przywilejów białych. Czy można sobie wyobrazić, że prawnik doszedłby do wniosku, że rasa powinna mieć pewne przywileje w oparciu o tę przeciętność? Być może taka była skryta nadzieja Komitetu. Jednak wszyscy historycy, których czytałem, byli ostrożni, by nie mówić o świadomości cieni jako o sile historycznej. Może są zbyt uprzejmi, a może nie mają dokumentacji, by mówić precyzyjnie. Historycy podkreślają, że rozróżnienie jasne/ciemne jest surowym sposobem patrzenia na historię Nowego Orleanu; John Blassingame, na przykład, prawie niechętnie donosi w Black New Orleans: 1860-1880, że „klasy społeczne wyrosły wokół koloru przede wszystkim dlatego, że mulat był na ogół wolnym człowiekiem (77 procent wolnych Murzynów w 1860 roku było mulatami), a czarny człowiek był prawie zawsze niewolnikiem (74 procent niewolników w 1860 roku było czarnych). W rzeczywistości kolor skóry był ściśle skorelowany ze statusem: 80 procent wszystkich czarnych było niewolnikami, a 70 procent wszystkich mulatów było wolnomularzami”. Dalej zapewnia on czytelników, że klasa jest kwestią ukrytą, i że świadomość koloru skóry była bardziej pozorna niż rzeczywista – z pewnością ma rację w pierwszym względzie, ale co może mieć na myśli mówiąc „rzeczywista”? Nie mam zamiaru czepiać się pana Blassingame’a, ale kolor skóry był realną siłą w Nowym Orleanie ery Rekonstrukcji. Dowodem na to jest postawa, z której kreole byli znani przez cały wiek: ich naukowe przestrzeganie kultywowania koloru skóry, ich ekskluzywne bale Mardi Gras, ich „lekkie jak papierowa torba” testy na małżeństwo i przyjęcia, ich Jelly Roll Morton crosstown protekcjonalnie odnoszący się do Louisa Armstronga – temat tej kultury można usłyszeć w słodko-gorzkim tonie błagania Homera Adolpha Plessy’ego.
Adolph, po tym jak zwróciłeś mi uwagę na szeptane nuty basso Plessy’ego, przeczytałem sprawę ponownie. Kursywą wyróżniłem kluczowy wers, ponieważ wiem, że bylibyśmy w stanie dostrzec nas w Homerze Adolfie Plessy, tak jak dostrzegliśmy te dziewczyny o skórze koloru księżyca – i wtedy uderzył mnie dziwny fakt, że biedny Plessy dzieli z tobą nazwisko. Ta zbieżność może być oczywiście tylko przesadzona, ale jest, oczywista linia powiązania, wyczarowana przez dwie sylaby. A-dolph, imię. A-dolf, opowieść. Opowieść mnie kusi; przyciąga moją rękę i ciągnie za sobą resztę, sprawia, że mój mózg ponownie zauważa różnicę w twojej skórze, nosie, włosach – kreolskość, którą kiedyś miały oznaczać. Ile z pieśni miłosnej Plessy’ego kształtuje ciebie? Oczywiście wiem, że człowiek nie musi być Kreolem, żeby zrozumieć jego ambiwalencję, ale podejrzewam też, że to pomaga, choćby dlatego, że Kreole z definicji mają więcej pretensji do tej opowieści.
Moje pytanie – ono zakłóca tę ciszę, którą ty i ja utrzymujemy. Ale pozwól, że na chwilę zmuszę Cię do tego. Jednym ze sposobów, aby zobaczyć ich postawę w działaniu, jak powiedziałeś, jest otwarcie albumu z rodzinnymi zdjęciami kreolskiego przyjaciela. Przyjaciel mógłby pokazać ci zdjęcia rodzinne sprzed dwóch pokoleń i zauważyłbyś ujęcie starszej kobiety o afrykańskich rysach i brązowej skórze, a kiedy zapytałbyś, kim ona jest, przyjaciel prawdopodobnie zaprzeczyłby, że ją zna.
Przeprowadziłeś dialog.
„Co masz na myśli, 'Nie wiem, kim ona jest’? Przecież wiesz, że to twoja babcia.”
„Nie, nie jest.”
„Więc kim jest ten biały człowiek?”
„Przyjacielem.”
„Przyjacielem? Przecież wiesz, że to twój dziadek!” Śmialiśmy się z tego – wielu kreolów nie przyznałoby się do tego, powiedziałeś, ponieważ biały człowiek prawdopodobnie nie uznał innych na zdjęciu, co oznacza, że rodzina była technicznie nieślubna.
„Dorastając w Nowym Orleanie,” powiedziałeś mi później, „byłoby niemożliwe, aby zobaczyć rasę jako cokolwiek innego niż społecznie skonstruowaną. Ale to nie znaczy, że nie jest prawdziwa.” Przez większą część tego stulecia kreolscy czarni w Nowym Orleanie przeformułowali koncepcję trzeciej rasy, której odmawiała im amerykańska tradycja. Wymyślili grupę etniczną, odróżniając się od innych jasnoskórych klas średnich w Ameryce intensywnym przywiązaniem do planu. Widoczne sygnały – Plessy’ego mieszanka kolorowej krwi „nie do odróżnienia” – to były podstawowe sposoby odróżniania swoich ludzi od tych, którzy nimi nie byli. Rodzina była tymi widocznymi, tymi, z którymi konstruowało się swoje sieci społeczne, swoją rodzinę, swoją tożsamość.
Jesteś zdecydowanie widoczny dla kreolów. Wiem, że szczegóły historii twojej rodziny mogą na pierwszy rzut oka wydawać się dla nich niejasne: twój dziadek był Kubańczykiem, a ty i on mówiliście po kubańsku po hiszpańsku, a ty i on, i reszta rodziny nie jesteście tak naprawdę z nowoorleańskiej ziemi. Wiem też, że twój bursztynowy brąz był uważany za zbyt ciemny na co najmniej jedno przyjęcie, że co najmniej jeden kreolski odźwierny powiedział ci, że papierowa torba mówi „nie”. Ale wiem też, że nikt nie pasuje dokładnie do żadnego rodzinnego szablonu; ty i reszta z nas jesteście plątaniną historii, a poza tym kreolska opowieść zanika nawet w chwili, gdy to piszę, staje się coraz mniej realna, ulatnia się, a fizyczne sygnały, które trzymały cię na zdjęciach, zmieniają znaczenie. Mimo to, jesteś kluczem do tej historii – nie z powodu tego, kim jesteś, ale z powodu tego, jak wciąż jesteś postrzegany.
„DI MOIN QUI VOUS
LAIMEIN, MA
DI VOUS QUI VOUS YÉ.”
„TELL ME
WHOM YOU LOVE, AND
I’LL TELL
YOU WHO YOU ARE.”
Przysłowie kreolskie,
jak przetłumaczył Lafcadio
Hearn, 1885
ADOLPH CHCIAŁ, nieco sentymentalnie, upewnić się, że odwiedziłem stary lokal, który zachwalał, Mulé’s. Znajduje się na jednym z wielu cichych zakątków Siódemki i ma zwyczajny wygląd – kilka prostych krzeseł i stolików, trzy automaty do gry i niedzielne popołudniowe żółte światło, w kolorze starych gazet. Nie zdecydowaliśmy się usiąść przy długiej, staromodnej ladzie, ponieważ było nas zbyt wielu; zamiast tego ustawiliśmy się przy kilku stolikach, podczas gdy Adolph opowiadał nam, jak Fats Domino parkował na zewnątrz i jak wszystko w menu jest dobre.
Dla wierzących Mulé’s jest jednym z miejsc, gdzie można zlokalizować, złapać, wziąć jak dziczyznę. Wszedłem jako sceptyk, ale nie mogłem się powstrzymać od chęci skosztowania tej kultury: Zjadłem gumbo, spróbowałem pstrąga po’boy mojej przyjaciółki Jeannine, spróbowałem trochę bułki z ostrygami Adolpha. Jedzenie spływało z prostą powagą krwi, a Adolph rysował rodzinne obrazki na ścianie jaskini – opowiadał, jak przed laty ojciec zabierał go tu na drinka, gawędził o kolorze cadillaca Fatsa, a potem powiedział do Alison, przyjaciółki, „To twój wujek”, wskazując na siedzącego przy ladzie żółtego faceta z zakapturzonymi oczami i długimi srebrnymi włosami. Alison jest rodziną: „Stop!” powiedziała, śmiejąc się, jej oczy chłodno mierząc żółtego człowieka – „Stop!”
Po posiłku wybraliśmy się na wycieczkę po okolicy. Był to środek dnia powszedniego i większość wszystkich, którzy mogli być zatrudnieni, była poza domem. Nie tak dawno temu przeciętny pracujący mieszkaniec siódemki był rzemieślnikiem; dzielnica nadal należy do klasy robotniczej, ale obecnie wielu ludzi, którzy najlepiej znają ten okręg, to beneficjenci akcji afirmatywnej z klasy średniej, tacy jak Alison. Pracowała w administracji miejskiej i wychowała się w pobliskim subdivision, spędzając w dzieciństwie dużo czasu w okolicy: „Wiem, że będziesz wrażliwy, kiedy będziesz o nas pisał” – powiedziała mi bez mrugnięcia okiem. Potem: „Rozumiesz, że mam na myśli Nowy Orlean, kiedy mówię o nas?”
Jak szliśmy, Alison i Adolph wspominali; Jeannine i reszta naszej grupy grała publiczność. Zostawiłem ich prywatne narracje, żeby przyjrzeć się ciemnozielonym drzewom w cieniu i pastelowym kolorom przysadzistych domów z dużymi oknami i małymi gankami. Stare kobiety o bladej skórze siedziały na drucianych krzesłach, lekkie jak kurz, patrząc, jak wszystko się rozpada – zdawały się mówić, że rozpad nie jest dziełem białych ludzi. Kiedy gens de couleur przejęli creole na początku tego stulecia, potomkowie „białych” creoles przestali używać tej nazwy, głównie dlatego, że jej aluzja do mezaliansu nie chciała zniknąć. Do tego czasu, użycie francuskiego i gombo było na wane zbyt, ponieważ Ameryka wygrała wojnę kulturową.
Alison wskazywał, które z domów, które mijaliśmy są „creole cottages”. Wyglądają jak inne domy, ale z tyłu mają przybudówki. Alison powiedziała, że matka rodziny i patriarcha mieszkają w głównym domu, a może córka wychodzi za mąż i wprowadza się do przybudówki. Rodzina byłaby wszędzie dookoła. Dwie przecznice za Mulé’s zatrzymaliśmy się przed Corpus Christi Church, niegdyś największą czarną parafią w kraju. Kościół ten prowadzi również gimnazjum; jedno z kilku w okolicy, do którego wielu kreolskich rodziców wciąż posyła swoje dzieci. Augustine’s, ulubioną szkołę średnią, i mówił o swojej alma mater, Xavier Prep, innej ulubionej. Pomyślałem, jak mała jest ta większa kreolska rodzina i jak bardzo Kościół jest w jej krwi. Alison wspomina, jak jej babcia błogosławiła bochenek chleba, a teraz czasami sama robi krzyż w powietrzu, zanim ukroi kromkę. Opowiada też historię o starszym, którego zna, a który został poproszony przez czarną radę kościelną o spotkanie z papieżem. „Nie jestem czarny”, powiedział, i odmówił pójścia.
Przez większość tego wieku, kreolski mniej lub bardziej skutecznie odgrodził się od Murzynów, ale ruch praw obywatelskich zmienił wszystko. Afrykańskość stała się piękna. Murzyni zabezpieczyli prawa wyborcze, a następnie obietnice akcji afirmatywnej. Kiedy kreolskie dzieci zaczęły nazywać siebie czarnymi, mur pękł szeroko.
Skręciliśmy jeszcze w kilka zakrętów, po czym znaleźliśmy się przed siedzibą byłego burmistrza Sidneya Barthelemy’ego – Community Organization for Urban Politics (COUP). Jest zbudowany z prostego żużlowego bloku, bez żadnych ozdobników, z nijakim znakiem wpatrującym się ponad jego pojedynczymi drzwiami. Wygląda jak klub polityczny w starym, skutecznym i regularnym znaczeniu tego słowa. Adolph i Alison zaczęli rozmawiać o wyborach i o Marcu Morialu, nowym burmistrzu. Widziałem jego zaszyfrowane oczy spoglądające niewyraźnie ze słupów, kiosków, ścian budynków w całym mieście i zastanawiałem się, jak dokładnie jego proste włosy i kolor skóry pomogły mu wygrać. Wszyscy trzej nie-biali burmistrzowie, których wybrał Nowy Orlean, 30 lat temu zostaliby nazwani Kreolami. Pierwszym z nich był ojciec Marca, Ernest „Dutch” Morial, agresywny zwolennik pan-czarnej koalescencji. Jego następca Barthelemy był o wiele bardziej tradycyjnym kreolem, a jego organizacja COUP odegrała dużą rolę w obu przypadkach, w których zdobył urząd.
Tylko bliscy obserwatorzy polityki Nowego Orleanu mogą powiedzieć z dużą precyzją, jak bycie kreolskim pomogło tym mężczyznom, ale jest całkiem jasne, że młodzi kreole byli w najlepszej pozycji z wszystkich czarnych ludzi, aby skorzystać z afirmatywnej czarności po’60s. W dużej mierze była to kwestia klasy, śladowej przewagi, którą cieszyli się od czasów niewolnictwa. Kreole pracowali w odpowiednich zawodach, chodzili do odpowiednich szkół, uczestniczyli w odpowiednich imprezach. Kreolscy politycy byli również rodziną dla ludzi z COUP i jej poprzedników, najlepiej zorganizowanych nie-białych maszyn politycznych w Nowym Orleanie, prawie zawsze z siedzibą w siódmej dzielnicy. Niektóre z bardziej postępowych postaci publicznych w czasie przewrotu praw obywatelskich były oczywiście mężczyznami i kobietami o kreolskim pochodzeniu, jak Dutch Morial. Ale w ich aktywizmie zawsze była pewna dwuznaczność. Podobnie jak Plessy i jego towarzysze z epoki Odkupienia, kreolscy postępowcy w latach 60. prowadzili show. Wiodąca czarna organizacja reformatorska okresu praw obywatelskich została nazwana świadomie Komitetem Obywatelskim, po Comité des Citoyens Plessy’ego. Nazwa była ukłonem w stronę niekreolskich czarnych i ich rodzących się politycznych żądań, ale wskazywała również, kto był w stanie wyciągnąć rękę do kogo.
Teraz niekreolskie żądania zdawały się zwyciężać: publiczne roszczenia do rasowej trzeciości zrujnowałyby szanse każdego kandydata w oczach czarnych, a nawet białych wyborców, z których niewielu wciąż próbuje zachować prawa do kreolskiego – nawet ziomek Barthelemy nie odważyłby się wykrzyczeć swojej kreolskości. Szliśmy dalej, gdy Adolph i Alison dalej rozmawiali i śmiali się, a Jeannine i grupa dalej bawiła publiczność. Ja prywatnie dokończyłem myśli, które zainspirowały blade kobiety kilka minut temu: kreolski stał się zestawem posiłków, modlitw i słów, słabo przepychanych przez usta jak stare hasło.
Biuro Spisu Powszechnego obecnie umieszcza amerykańskich mieszkańców w czterech rasowych pudełkach: White, Black or Negro, Asian and Pacific Islander, and American Indian and Alaskan Native. Istnieje pole dla ludzi w tych kategoriach, którzy chcą zidentyfikować się jako Latynosi, np. czarny Latynos lub biały Latynos. (Żadna z tych etykiet nie jest w stanie uwzględnić ogromnej różnorodności etnicznej w obrębie każdej kategorii – Arabowie dzielą biel z mieszkańcami Argentyny i Norwegii; rdzenni mieszkańcy Indii dzielą „azjatyckość” z japońskimi Ainu i jamajskimi Chińczykami – i w rezultacie każda z tych kategorii jest kwestionowana od wewnątrz przez podgrupy, które czują się niedopasowane. Dziś jedna z najgłośniejszych z tych podgrup proponuje nową kategorię, multiracial, dla ludzi o „mieszanym” pochodzeniu.
Multiracial ma potencjał, by zniszczyć dychotomię czerni i bieli, która leży u podstaw amerykańskiego myślenia o rasie. Myślenie to, oczywiście, opiera się na potężnym błędzie – mianowicie, że „rasa” jest rzeczywistością biologiczną, mniej lub bardziej odzwierciedloną w wyglądzie. Rasa jest nadawana przez biologicznych rodziców; rasę można również określić na podstawie dokładnego badania włosów, nosa itd. Nie jest tajemnicą, że większość Afrykanów i rdzennych Amerykanów jest, stosując taką logikę rasową, rasą mieszaną; prawdą jest również, że wielu białych Amerykanów ma afrykańskich lub indiańskich przodków. Większość Latynosów to metysi, o dziedzictwie rdzennych Amerykanów, Europejczyków, Afrykanów, a często także Azjatów; wielu Azjatów, najszybciej rosnąca grupa etniczna wśród nowych Amerykanów, zawiera małżeństwa poza swoją rasą (na przykład 38 procent Japonek w Ameryce). Duża i rosnąca część Ameryki może, na podstawie tych faktów, zgodnie z prawem twierdzić, że ma przodków z dwóch lub więcej grup rasowych, a wkrótce zdecyduje się na identyfikację jako dwu- lub wielorasowa.
„Mulat” był używany jako kategoria spisu powszechnego do 1920 roku, ale funkcjonował głównie jako opis biologiczny i w pewnym stopniu wskazanie klasy, a nie jako radykalny znacznik różnicy sugerowany przez czarnych i białych. Z kilkoma odosobnionymi wyjątkami, przede wszystkim południową Luizjaną, żadna trzecia kategoria rasowa o porównywalnym znaczeniu politycznym nigdy nie istniała na tych wybrzeżach; zarówno „rdzenni Amerykanie”, jak i „Azjaci” opisują ludy, które uważano – z pewną ambiwalencją – za pozostające poza białą amerykańską cywilizacją (w pierwszym przypadku jako prekursorów, a w drugim jako obcych). Afrykanie, choć również są outsiderami, przez długi czas byli uważani za część społeczeństwa, co wynikało z ich statusu niewolników. Zapis tej dialektyki zakorzenił się w języku potocznym: rasa lub rasa zaczęły dla większości Amerykanów oznaczać czarnych. Jest to szczególnie prawdziwe w dzisiejszym neo-odkupicielskim klimacie – przeczytaj The New York Times lub Social Text, włącz WABC lub WBAI, obejrzyj reportaże w CNN, ABC lub CBS i słuchaj uważnie, kiedy przywódcy narodu dyskutują o rasie. Koncepcja ta pozostaje jednym z kilku stygmatów swoistych dla czarności, pomimo szybkiego wzrostu różnych nieafrykańskich, kolorowych populacji (zwłaszcza na Zachodzie) i pomimo dzisiejszej modnej nostalgii za czarną dumą z końca lat 60-tych; pomimo tych trendów, większość ludzi, którzy myślą, że mają wybór, za wszelką cenę unika tego stygmatu.
Zwolennicy kategorii wielorasowej twierdzą, że ludzie mieszani po prostu mają prawo, a nawet obowiązek, uznać swoich rodziców. Sentyment ten ma atrakcyjny blask powrotu marnotrawnego. Takie uznanie, jednakże, spoczywa niepewnie na samym twierdzeniu o biologicznej różnicy rasowej, którą wielorasowcy pogardzają najbardziej; roszczenie do „multi” zależy od rzeczywistości „rasy”. To prawie nigdy nie jest powiedziane wprost. Zazwyczaj osoby identyfikujące się jako wielorasowe zamgławiają swoje najostrzejsze twierdzenia egzystencjalnymi westchnieniami na temat kultury i domu: Czuję jedno i drugie… dlaczego nie miałbym wybrać jednego i drugiego? Te westchnienia mogą być szczere, ale są też unikiem, czego najbardziej wyrazistym przykładem są machlojki wielorasowców pochodzenia afrykańskiego. Ponieważ w dzisiejszych czasach zbyt wielu Murzynów cytuje Du Boisa o poczuciu kulturowej dwulicowości, ci wielorasowcy mogą jedynie twierdzić, że ich dwulicowość oznacza posiadanie czarnego i białego rodzica. Co w rzeczywistości jest bardzo śliskie, ponieważ ich podwójność nie ma na celu wykluczenia wszystkich ludzi, których rodzice lub dziadkowie rodziców są czarni i biali. Ich twierdzenie ostatecznie opiera się na dość podejrzanym fundamencie pozornej biologii: albo czują się czarni i wyglądają zbyt biało, albo częściej – choć to prawie nigdy nie jest powiedziane wprost – czują się biali, ale wyglądają zbyt czarno.
Niezależnie od jego ostatecznego rewolucyjnego potencjału, wielorasowość, jak obecnie teoretyzuje się, zależy od tego, co widzi oko, lub raczej, co widzi mózg i oko, a nie co myśli mózg. Z tego powodu, przynajmniej w krótkiej perspektywie, multiracial grozi odpolitycznieniem czarności i dalszym upolitycznieniem lekkości. Jeśli termin ten się przyjmie, czarny jeszcze bardziej niż obecnie będzie się wydawał naturalnym opisem najciemniejszych członków rasy, a nie szerokim politycznym sformułowaniem dla wszystkich potomków afroamerykańskich niewolników. Oczywiście, od dawna istniało luźne skojarzenie pomiędzy jasnymi i wysokim statusem, a ciemnymi i niskim statusem. Ale jutro ci członkowie, których prymitywnie nazwano yalla lub redbone lub mariny lub fair – nie pozostaną odcieniami czerni.
To, o co naprawdę chodzi, to nie to, czy ktoś w kawiarni nazywa siebie biracial lub multiracial; to instytucjonalizacja koncepcji. W obecnym sformułowaniu, najlżejszy z czarnych ludzi stałby się mniej rasowo związany, mniej obciążony i wyższy, co usankcjonowałyby złote ręce prawa naturalnego. (Istnieje więcej niż tylko przelotne podobieństwo do neoeugenicznych teorii takich ludzi jak Charles Murray i Richard Herrnstein). Widzieliśmy to w Afryce Południowej i Ameryce, w pierwszych dekadach tego wieku – jest to smutna i znajoma logika w piosence Plessy’ego o dostrzegalnej krwi.
„Mówią, że możemy sobie nawzajem powiedzieć”, wyszeptała Alison, trochę tajemniczo, kiedy zapytałem o kodeks. „Jest briquet,” powiedziała, wyjaśniając słowo, którego kiedyś używali w odniesieniu do czarnych ludzi, których włosy i skóra są czerwone jak cegła. Briquet jest nieco bardziej obraźliwe niż amerykańskie określenia takie jak redbone, ale jest używane do opisania zarówno creoles jak i noncreoles. Ona również zdefiniowała passant blancs, słowo dla ludzi, którzy przechodzą jako biali.
Alison nie wspomniała o passant noirs, innym terminie. Zapytałam o griffon. Tego popołudnia Adolph zażartował z tego słowa. Tak nazywają niektóre noncreoles, i nawiązuje do gryfa, mitycznego zwierzęcia o strasznej twarzy.
„Adolph,” powiedziała Alison, uśmiechając się. „To jest rodzinny interes,” To był żart. Odniosłem wrażenie, że Alison nie chciała mnie urazić, bo jej miarowe oczy uciekły w bok. Później wyznała, że nauczyła się tego terminu dopiero kilka lat wcześniej, bo ten język naprawdę odchodzi w zapomnienie. Nie słyszałam, co mamrotał Adolph, ale powiedziałam Alison, co rozumiem pod pojęciem gryf: ktoś o jasnej skórze i czarnych, afrykańskich rysach.
Chciałam poznać ten kod, bo chciałam się nauczyć, jak rozpoznać kreolską twarz. Byłem trochę sceptyczny, że ktokolwiek mógłby odróżnić Kreola od jasnoskórego niekreola bez pomocy kontekstu, ale teraz byłem tak przygotowany, jak tylko outsider może być. Adolph i wszyscy, z którymi rozmawiałem, zgadzali się, że Jazz Fest będzie kolejnym świetnym miejscem do ich obserwacji. Przez cztery dni z rzędu moja przyjaciółka Jeannine i ja włóczyłyśmy się po terenie festiwalu. Było to zbyt duże wydarzenie jak na nasz gust. Były tam zespoły z Mali, Haiti i Mississippi, zespoły jazzowe, bluesowe, reggae, rockowe i funkowe, rozrzucone na 33 łysiejących akrach w pobliżu centrum miasta. Ale nie lubiliśmy tłoczyć się z tłumem podstarzałych białych hippisów, letnio wyglądających turystów z Ameryki Łacińskiej, dzieciaków z college’u, które słuchają bluesa, a w sobotę i niedzielę z czarnymi ludźmi pracy. Wolałem skupić się na przytłumionym zapachu filé i innych przypraw kuchennych oraz na wodnistym smaku wybrzeża w powietrzu. Zapachy sprawiały, że byliśmy głodni, więc ustawialiśmy się w kolejkach po papierowe pojemniki z langustą, remouladą z krewetek albo grillowanym kurczakiem. Potem wycofywaliśmy się na ziemię, żeby obserwować, jak tłumy, od których stroniliśmy, występują, sprawdzając, jak rozmawiają, jedzą i zrzucają swój bałagan jak dzieci.
Raz czy dwa odważyłem się, głupio, zapytać ludzi, czy są Kreolami, a oni odpowiadali: Nie, Częściowo albo Huh, więc wkrótce prowadziłem swoje obserwacje ukradkiem, wymieniając się bałaganami z Jeannine, której mama jest czarna, a tata biały. Dorastała wśród białych, ale zwykle nazywa siebie „czarną”, choć jest zdecydowanie idealną kandydatką do kategorii „wielorasowa”.
Jeannine nie sądziła, że kreole, których zidentyfikował Adolph, są do niej podobni, a ja się z tym zgodziłam, choć żadna z nas nie potrafiła wskazać różnicy. Na początku nie byliśmy pewni, czy uda nam się ich odróżnić od innych jasnobrązowych ludzi na terenie festiwalu – styl niewiele nam pomagał. Włosi o oliwkowej barwie przypominali dobrze opalonych Latynosów i jasnoskórych Murzynów. Wszyscy ubierali się w zasadzie tak samo; trudno było zidentyfikować jakiekolwiek podgrupy etniczne, ponieważ nikt nie ubierał się w szczególnie etniczny sposób, a wszyscy jedli to samo jedzenie i wszyscy się mieszali.
Ale drugiego czy trzeciego dnia Jeannine i ja mieliśmy już kilka teorii na temat kreolów z Nowego Orleanu. Spekulowaliśmy, że w genach kreolskich było coś odrębnego – na przykład krew Choctaw – co w jakiś sposób ich wyróżniało. Potem przypomnieliśmy sobie, że rdzenna Ameryka jest źródłem przodków wielu Amerykanów, zwłaszcza Latynosów. A niektórzy z kreolów rzeczywiście byli podobni do Jeannine. Następnego dnia uznaliśmy, że kreolskie twarze mają wrodzony posmak, a potem nie byliśmy tego pewni, a trzeciego dnia uznaliśmy, że nasze teorie nie są dobre.
Tej nocy wszyscy poszliśmy na koncert do centrum miasta, do sali balowej w miejskim centrum kongresowym. Główną atrakcją był Tito Puente. Zajęło trochę czasu dla niego przybyć, więc piliśmy i spied innych kolorowych ludzi. Tłum składał się z metysów z całego basenu Morza Karaibskiego – ich twarze, włosy, kształty ciała pasowały do nowoorleańskich kreolów. Przyglądałem się białym i żółtym, opalonym i czerwonym twarzom, kolorom narodzin i wymiocin, płodności i śmierci, chrząkającym początkom i końcom ludzkiej biologii: ci ludzie wydawali się tak różnorodni rasowo, jak sekretne oblicze Boga.
Była to kategoria wielorasowa, z hiszpańskim akcentem – w tym tłumie nie sposób było rozpoznać kreola nowoorleańskiego. Ironia polega na tym, że większość tych ludzi nie nazwałaby siebie kreolami. Byli Kubańczykami, Gwatemalczykami, Salwadorczykami i Panamczykami; należeli do klasy średniej i często, według danych Census Bureau, uważali się za białych. Ku mojemu zadowoleniu, udowodnili oni ponad wszelką wątpliwość nierealność kreolskiego. Zacząłem się jednak zastanawiać, dlaczego byłem tak pewny, że ci ludzie należą do kategorii wielorasowych. Spojrzałem jeszcze raz i mój tajemniczy bóg zniknął. Teraz mogłem zobaczyć w twarzach ich spoconych afrykańskich, rdzennych Amerykanów i azjatyckich przodków, a także białych ludzi, którzy ciężko pracowali na tych ludzi: rozpoznałem ubłoconą twarz podróżującego Europejczyka. Jego kolorowe dzieci – to one są tym, co przywołuje się, gdy używa się terminu multiracial: jego dzieci wyglądają tak, jak powinien wyglądać koniec historii rasowej. (Szkoda, że ta historia jest o wiele większa, niż przyznają to europejskie dzienniki podróży; szkoda, że rasa jest tylko iluzją, biologicznie; szkoda, że różne „rasy” podróżowały i mieszały się, a nawet stworzyły Europejczyka). Są to amerykańskie fetysze mieszania się, kreolizacji. Lepsza część mnie przyjęła ideę, że ludzie w tym pokoju naprawdę nie byli bardziej wielorasowi niż inni jasnobrązowi ludzie na terenach targowych dzisiaj, lub którykolwiek z jaśniejszych czarnych i ciemnych Włochów, których widziałem, lub którykolwiek z najbardziej białych lub najbardziej rdzennych Amerykanów lub najbardziej azjatyckich lub najciemniejszych czarnych ludzi, włączając mnie.
Na dobrą sprawę, zapytałem Adolpha, czy mógłby wyodrębnić kreolów, tak jak ja, kiedy pytałem o te dziewczyny z księżycem w skórze. Nie potrafił. Wkrótce pojawił się Puente i zaczęła się prawdziwa muzyka. Jeannine siedziała po mojej lewej stronie, a facet po mojej prawej miał na imię Preston: miał jasną skórę i dość grube usta, dość szeroki nos i tak dalej. Zapytałem Alison – czy on jest gryfonem? Zmrużyła oczy. „Ummm,” powiedziała, z pewną przesadą, domyślając się. „Tak. Ale tylko wtedy, gdyby zachowywał się tak, jakby chciał być kreolski.”
Następnego ranka obudziłem się o dziewiątej i sprawdziłem czwarty dzień festiwalu; Jeannine i ja włóczyliśmy się w kółko i w kółko, słuchając hałasu. W końcu pozwoliłem pytania wyścigu poślizgu do punktów unminded. Po południu znów wpadłyśmy na Alison. Odkryła coś ważnego – Preston miał kreolskiego rodzica lub dziadka z Baton Rouge. Kiedy Alison się śmiała, ja też się śmiałem. Powiedziała, że myślała, że wie.
Adolph, tej nocy nie zapomniałem o mojej rodzinie. Moja siostra jest jasna o szerokich rysach. Spotkaliście się, ale nie wiesz, jak bardzo faworyzuje moją matkę. Oboje są jasni – moja matka mówi, że jej ojciec miał w sobie „dużo” Indianina. Na fotografii, którą trzyma w piwnicy, wygląda na kreolskiego.
Mama mówiła mi, że kilku jego braci i sióstr było tak jasnych, że stracili omszały akcent i stali się Żydami, Włochami lub WASP-ami i zniknęli w białym świecie. Mama mamy była ciemna jak granat, i nie mogła ukryć swojej niewolniczej historii. Nie podajemy nazw pozostałych ras, które ją stworzyły, ale możecie się założyć, że miała w sobie kilka innych plemion. Moja mama, moja siostra i ja jesteśmy czarni i mieszani. A mama jest jasna o szerokich rysach. Tej nocy chciałam zapytać, czy ona i moja siostra będą gryfonami.
Pamiętam, że spojrzałam w lewo na Jeannine. To prawda, że następnego dnia rasa wymknęła się punktom bez opamiętania, ale przy stole zobaczyłem czarną matkę i białego ojca w skórze i rysach Jeannine; jej twarz przykuła moją uwagę jak trup, a ja poczułem pewne poczucie winy i ukradkiem zbliżające się mdłości, wynik próby nazwania jej, umiejscowienia, przypięcia – czy była gryfem? Czy była czarna? Czy była wielorasowa? Gdzie były dowody na nas?
Pomyślałem o bracie, którego znam, a którego skóra jest bardzo ciemna, i wtedy zobaczyłem go przy stole. Słyszałem też, jak mnie oskarża – przez sekundę poczułem się jak murzyński bankier polujący na odpowiednią żonę. Oczywiście było to łatwe porównanie. Wszyscy wiedzą, że powerboye, którzy wybierają „odpowiednie żony”, są chorzy na takie rzeczy, i wszyscy wiedzą, że młodzi Murzyni w teatrze na 125. ulicy, którzy śmiali się, gdy Alva Rogers pojawiał się na ekranie w „School Daze” Spike’a Lee, też są chorzy. Ty i ja wiemy, że równanie między kobiecością a jasną skórą jest wszechobecne w kulturze, podobnie jak równanie między jasną skórą a inteligencją oraz jasną skórą a urodą. Samozwańczy obrazoburcy Negrolandu, a zwłaszcza chłopcy, są w ten sposób nie mniej chorzy. Widzieliście braci pisarzy, braci artystów i braci filmowców, którzy dumnie kroczyli trzymając się za rękę z Mulackim Ideałem. A dlaczego nie? W filmach, czy w telewizji z nasienia mężczyzny zawsze rodzi się dziecko mulata, bez względu na skórę matki. W gruncie rzeczy jasna skóra, białe rysy i wielorasowość uszczęśliwiają mężczyzn w Hollywood, większość pracodawców w Ameryce, a także wielu planistów społecznych i innych futurystów; musiałem się zastanowić, czy ta sama historia nie kształtuje mojego pragnienia.
Szukałem schronienia w sposobie, w jaki ta historia nie zdołała określić mojego poczucia własnego ciała. Każdego dnia to moje „ja” staje przed lustrem; ślepo widzę siebie i nie zastanawiam się wystarczająco, co ta brązowość oznacza dla innych. Zwykle zapominam nawet o tym starym refrenie: „im ciemniejsza jagoda, tym słodszy sok”, jego równanie między ciemną skórą a czernią, sposób, w jaki upiera się, że wierność rasie wzrasta bezpośrednio wraz ze wzrostem melaniny. Wiem, że nie jest to tak łatwe dla jaśniejszych sióstr i braci, którym często daje się odczuć, że powinni płacić nam krwią za swoją skórę. Myślę jednak, że bardziej podstawowym powodem jest to, że ja, jak większość innych, nie lubię żyć na tle rasowym. Nikt, kogo znam, nie czerpie przyjemności z prób zmierzenia, w jaki sposób rasizm kształtuje jego lub jej życie; bez względu na to, jak bardzo ludzie celebrują lub nienawidzą bycia czarnym, zazwyczaj o tym zapominają. Kto ma czas na dziękowanie Bogu za to, że noworodek nie jest głuchy, na zastanawianie się, dlaczego w pracy dzwoni do ciebie urzędnik skarbowy, na podziwianie sposobu, w jaki słońce oświetla metal na łuskowatym szczycie Chrysler Building? Oczywiście, są takie momenty, kiedy ty i ja jesteśmy zmuszeni do odrzucenia niewyobrażalnych opinii na temat tego, kim jesteśmy: policjant weteran, przyszły właściciel domu, afrocentryczny profesor często wydają sądy, które podążają za zmęczonymi i oczekiwanymi schematami. Ale przez większość czasu ja, podobnie jak ty, pozbywam się takich ujęć w chwili, gdy tylko trafiają do czaszki, bo tu mieszkam.
Co nie znaczy, że nie wiem, jak wyglądają szablony, w które inni próbują mnie wpasować – kiedy jestem leniwy, zmęczony albo czuję się szczególnie dumny, używam ich przecież na innych ludziach. Wystarczy, że pomyślę o tańcu i poceniu się z salą pełną nas, by przyznać, że wiem, dlaczego bale maskowe są tak porywające; wiem, jak uwodzicielska jest wygoda tych szablonów. Tak jak wtedy, gdy obserwowałem tych wielorasowych ludzi na koncercie tamtej nocy. Albo kiedy wyczarowywałem tego brata, który jest przecież tylko częścią mojego ja. Różnice między tym, co oznacza brązowa skóra tej twarzy, złota skóra Jeannine i twoja bursztynowa skóra, nie umykają ani mnie, ani tobie; szablony rasy i odcienia kształtują nasze postrzeganie w mniejszym lub większym stopniu, na dobre i na złe.
Jest to fakt życia nie do końca pochodzący ze Stanów. Adolph, ty i ja zawsze jęczymy, kiedy słyszymy świadectwa, ale sprawdź to jedno: Niedawno spotkałem błyskotliwą brązową kobietę z niebieskimi płomieniami w oczach. Ona i jej rodzina pochodzą z Azji Południowej – jest bardzo brązowa, „najbrązowsza”, zeznała, „w swojej rodzinie”. Potem dodała: „I najbrzydsza”. Oczywiście była całkiem piękna, ale to nieistotne. Ważne jest to, że jej ciemny wygląd w jakiś sposób oddzielał ją od reszty rodziny. Łatwo to wyolbrzymić, bo ona kocha swoją rodzinę, a oni kochają ją. Ale trzeba zaznaczyć, że ani klasa, ani kultura, lecz odcień, stanowiły różnicę między byciem nami a byciem nimi.
Powrót do stołu, do Jeannine. Przestałem się zastanawiać; wpatrując się w twarz Jeannine, przestałem dopuszczać, że różnica ma znaczenie – po prostu odłożyłem szablon cienia, jego straszną historię, w inny kąt rozległego, nieumyślnego miejsca. Odwróciłem się, by spojrzeć na twoją twarz, Adolfie, i również udało mi się odsunąć kreolską, by zobaczyć cię takim, jakim zwykle cię widzę, takim, jakim widzę siebie, gdy patrzę w lustro: jako ja. Jako jednego z tego nas.
Co z tego nas? Czerń i biel nie opisują oczywistej biologii kobiet z księżycowym światłem w skórze, ani ciebie. Czarne i białe nie opisują też brązowych Azjatów z Południa i innych Azjatów – dlatego mówi się, że inne kategorie rasowe o wadze białego i czarnego są nieuniknione. Jeden z moich przyjaciół, brat o imieniu Hsiao, upiera się, że te kategorie już istnieją. Przytacza poważne dowody. Na Zachodzie rdzenni Amerykanie od dawna byli trzecią lub pierwszą rasą, w zależności od punktu widzenia. Podobnie jest z Azjatami i Latynosami – ponad 40 procent Latynosów wybiera w formularzach spisu powszechnego kategorię Inny, zamiast Czarny lub Biały.
Jednakże nie zachwiało to moim przekonaniem, że żadne kategorie rasowe w Ameryce nie mają metaforycznej wagi białego i czarnego, i że wielorasowa oferta akceptacji zależy od tego, czy jest syntezą tych dwóch, prawdziwą trzecią rasą. „Mój przyjacielu”, odpowiada Hsiao, „rdzenni Amerykanie i reszta mają swoje własne wielorasowe problemy. Czarne i białe niekoniecznie wchodzą w grę”. Zrugał mnie: „Nie powinieneś mierzyć reszty z nas miarą czarnej rasy”. Przypominam mu, że amerykańska rozmowa o rasie w dużej mierze omija rdzennych Amerykanów, ludzi pochodzenia azjatyckiego i Latynosów. Czy ktoś naprawdę wierzy, że żółty, czerwony i brązowy sugerują Amerykanom „rasę” ze smutną mocą dialektyki czerni i bieli?
Adolph, wiesz, że historycznie amerykański kontrakt próbował przypisać większości swoich ludzi względną czerń lub względną biel – dziedzictwo, po raz kolejny, niewolnictwa. Włosi i Żydzi, na przykład, nie byli uważani za białych na początku wieku. Oczywiście, amerykańskie wyobrażenia o białych obywatelach i czarnych niewolnikach nie odnoszą się do obywateli, których ma na myśli Hsiao, ale to nie przeszkadza temu narodowi próbować wpasować ich, w nieudolny sposób, w ten paradygmat. Obserwuj różnicę między sposobem, w jaki Filipińczycy i Japończycy są postrzegani, lub sposobem, w jaki traktowani są indiańscy Meksykanie i europejscy Meksykanie, lub sposobem, w jaki południowi Włosi i północni Włosi wciąż myślą o sobie – obserwuj uważnie, a zobaczysz różnicę między tymi, którzy nie mają i tymi, którzy mają, i zobaczysz różnicę między niewolnikiem i obywatelem, i zobaczysz różnicę między czarnym i białym.
Jesteś kluczem, Adolfie, ponieważ kategoria, o której dołączenie zostaniesz poproszony, wielorasowa, naprawdę może być rewolucyjną „trzecią”. Mogłaby pomóc jednostkom przenieść wiele z ich prywatnych jaźni w mniej rasowe, mniej ograniczające miejsce w świecie publicznym. Jest to prawdą, oczywiście, tylko wtedy, gdy każdy może nazywać siebie `, jako sposób na odseparowanie się od innych kategorii. Pierwszym celem powinna być dialektyka czarnego i białego.
Multiracial’s przyjęcie prawdopodobnie miałoby pewne straszne skutki dla afirmatywnej działalności neokonserwatystów lubią harpun na – uczciwe głosowanie i uczciwe zatrudnienie i uczciwe prawa mieszkaniowe musiałyby przeliczać, jeśli znaczna liczba ludzi porzuciła Black. Gdyby jednak termin ten odnosił się tylko do osób w widoczny sposób „mulatów”, wynikająca z tego „ucieczka od światła” mogłaby być jeszcze gorsza. Powodem jest klasa. Niezależnie od tego, czy przyjmiemy, że czarna klasa średnia wygląda tak, jak kreole – że ludzie z klasy robotniczej i biedni są ciemnoskórzy, czy też, że obecna generacja samookreślających się „birasowych” nastolatków jest w większości klasą średnią, lekka ucieczka oznacza utratę ludzi z klasy średniej. (Pierwsze założenie nie jest tak prawdziwe, jak kiedyś, drugie jest prawdopodobnie dokładne). Najbiedniejsi Afroamerykanie zostaną pozostawieni, aby płakać w błocie.
Ale mniej naiwna wersja multiracialism może, w dłuższej perspektywie, złagodzić ich ból. Pomyśl o nim jako o pudełku „Inny” z nazwą, lepszym sposobie na zaprotestowanie przeciwko dziwnym i muskularnym amerykańskim instrumentom zwanym rasą, klasą i kulturą. Gdyby pół-Ainu, pół-Dominikanie mogli dzielić kategorię z pół-Fińczykami, pół-Sycylijczykami i zwykłymi Murzynami z Południowej Karoliny, ciemnymi jak błękit mojej babci – to potknęłoby się to w obliczeniach, które umieszczają całe grupy etniczne i kulturowe w jednej z dialektycznych kast, czyli Innych. Inteligentny multiracializm zakłóciłby proste i naturalizowane pojęcia klasy, do których zachęca amerykański rasizm, i skupiłby uwagę na klasie jako zjawisku materialnym, a także, o ironio, na samej jednostce.
Taka kategoria mogłaby pomóc zmienić historie, którym wy i ja się opieramy i których używamy, obliczając wartość innych ludzi. I nas samych. Jesteś kluczem, Adolphie, ponieważ będą chcieli, aby ludzie, którzy wyglądają jak ty, ludzie akceptowani w większości kreolskich albumów fotograficznych, byli reprezentatywną twarzą gniazda; jego dzieckiem z plakatu. Ale to po prostu utrzymałoby ten sam stary rasizm, czarno-biały z krawędziami zmiękczonymi do mruczenia, nienaruszony.
Jednej z ostatnich nocy, kiedy byłem w Nowym Orleanie, Adolph zabrał grupę przyjaciół do baru w Siódemce zwanego Pampy’s. Był to rodzaj speakeasy, jaki można znaleźć w czarnych dzielnicach w całym kraju. Pod ścianą stała szafa grająca utwory r&b; ściany były zaprawione plakatami lokalnych koncertów i odręcznymi napisami o „zasadach domowych”; drinki były kiepskie. Banda wystrojonych ludzi po czterdziestce siedziała na stołkach przy barze, głodna, skąpana w zachęcającym czerwonym świetle. Mimo to mogłem odgadnąć karnację wszystkich, łącznie z facetem siedzącym na drugim końcu naszego stolika.
Gary był tylko trochę ciemniejszy od jasnoskórych dziewczyn na początku mojej podróży i byłem już całkiem pewny, że określi się jako kreol – nie, teraz już wiedziałem, że powie, że jest. Mimo to zapytałem Gary’ego i siedząca obok niego kobieta oboje odpowiedzieli Yes. Okazało się, że byli kochankami. Ona była ciemniejsza od niego, syropowaty brąz kawy z domieszką cukru, brązowa jak ja, więc jej twierdzenie trochę mnie zdziwiło. Ale nie powiedziałem nic na głos. Może, rozumowałem, ona jest genetycznym widmem; nawet najlepsza uprawa czasem zawodzi.
Mogłem powiedzieć, że Gary był miłym facetem, chociaż jego wygląd sprawiał, że trudno było brać go na poważnie. Jego twarz była prawie idealnie płaska; jej najbardziej aktywną cechą były usta, niechlujna rzecz. Nosił swój most zębowy trochę za wysoko na górnym dziąśle, co byłoby w porządku, gdyby jego siekacze nie zwisały tak, jak zwisały. Za każdym razem, gdy otwierał swoją pułapkę, wyglądał jak błazeński Drakula i chociaż mówił z dużą szczerością i powagą, trudno było się nie roześmiać.
Gary dorastał w pobliżu, w dzielnicy, gdzie biedni kreole żyli razem z niekreolami. To równanie wyższej klasy i jaśniejszej skóry – niekoniecznie. Status klasowy nie wydawał się jednak powodem do niepokoju dla Gary’ego. Miał teraz dwadzieścia parę lat, był kelnerem w hotelu w centrum miasta i, jak widać, dobrze mu się powodziło. Jego dziewczyna nie mówiła zbyt wiele, poza powtarzaniem, że jest Kreolką. Zapytałem jeszcze raz o różnice między Kreolami a innymi czarnymi. „Czasami lubią nas obwiniać za to, że dobrze wyglądamy. My wyglądamy dobrze,” powiedział szczerym głosem. Zauważyłem, że oczy Gary’ego były trochę za wysoko na twarzy, a jego włosy trochę za nisko; zastanawiałem się, jak różnica między wyglądaniem na wsobnego a nie jest kwestią milimetrów.
„Jak moje włosy. Mam dobre włosy,” kontynuował, uśmiechając się w hojnym czerwonym świetle. Przeciągnął grzebień gładko po swojej skórze głowy. „Nie takie jak twoje.” Przypomniałam sobie coś, co Adolph kiedyś mi o nich powiedział: pierwsze pytania, jakie zadają ludzie, kiedy rodzi się dziecko, to jakie ma włosy, potem jaki ma kolor, potem czy ma dwie głowy, czy cokolwiek innego. Gary był miłym facetem i nie miał na myśli niczego szczególnego mówiąc „dobre włosy” czy „takie jak twoje”; po prostu powtarzał to, co usłyszał: mówił Spójrz na mnie – nie widzisz? Kilka minut później Gary i jego dziewczyna wyszli. Opowiedziałem tę scenę Adolphowi, a on po prostu wybuchnął śmiechem, że ten czarnuch był tak niskiej klasy, że nawet nie wiedział wystarczająco dużo, żeby nie mówić tego absurdalnego gówna. Więc to dlatego się śmiejesz? Pomyślałem, że też się śmieję – to było bardzo, bardzo zabawne. Przestałem, kiedy przypomniałem sobie, że Gary był bardzo uprzejmy wypowiedzieć otwartą tajemnicę swojej rodziny, jej historię o sobie samej, i zdałem sobie sprawę z zadowolenia z własnego śmiechu. Potem z przerażeniem wyczułem najstarszą przyszłość, jej znaną historię: Nasza rodzina jest lepsza od waszej.
Pomoc w badaniach: Elizabeth Morse, Valerie Burgher i Anna Flattau
Ten artykuł z archiwum Village Voice został opublikowany 4 grudnia,