Carl Wilson’s Legacy On The Day He Died In Contrast To What It’s Become Today.
6 lutego 1998 roku.
Nigdy nie zapomnę dnia śmierci Carla Wilsona i tego, jak się o tym dowiedziałem. Osobiście pamiętam to, jakby to było wczoraj.
Pamiętam, że dowiedziałem się o tym biorąc do ręki egzemplarz gazety USA Today i zobaczyłem zdjęcie Carla na pierwszej stronie.
To nie był artykuł z nagłówkiem (właściwie to było tylko małe zdjęcie Carla w prawym górnym rogu gazety), więc pomyślałem, że to tylko coś mówiącego o jakichś nadchodzących koncertach Beach Boys. To było szokujące, aby przeczytać nagłówek, że odszedł po długiej walce z rakiem.
Absolutnie zszokowany, pamiętam wtedy powrót do domu z pracy, zasmucony i zdruzgotany, zakładając słuchawki i odtwarzając piosenkę „All This Is That” w kółko z albumu „Carl And The Passions : So Tough” (właściwie to był box set Good Vibrations z 1993 roku, bo „So Tough” było jeszcze niedostępne).
Słuchałem także piosenki Christophera Crossa, w której śpiewa Carl, z jego drugiego albumu zatytułowanego „Another Page”. Piosenka „Baby Says No” dał mi gęsią skórkę słuchając jego piękny falset, uświadamiając sobie ogromny talent mieliśmy właśnie stracił.
Niestety nie było to do końca tak jak w przypadku prasy czy serwisów informacyjnych. Niewiele zostało ogłoszone. W końcu w 1998 roku The Beach Boys byli nieco popularni, ale nie tak jak w 2021 roku.
Nawet sam Carl przeżył swoje ostatnie dni zdając sobie sprawę, że The Beach Boys stali się nie wiele więcej niż aktem nostalgii.
Cała ciężka praca, którą wykonał szczególnie we wczesnych latach 70-tych wydawała się być zapomniana przez publiczność kupującą muzykę i większość fanów Beach Boys w ogóle.
W tym czasie jego dwa solowe albumy były już niedostępne. Album Dennisa „Pacfic Ocean Blue” był niedostępny w druku, a jeśli to nie było wystarczająco złe, cała wspaniała praca, którą wykonał z The Beach Boys w latach 70-tych również była niedostępna w druku.
Albumy takie jak „Sunflower”, „Surf’s Up”, „Carl And The Passions”, „Holland” i samo zatytułowany album Beach Boys z 1985 roku, na którym miał wiele ważnych momentów, były niedostępne.
Tak było kilka wspaniałych utworów na „Good Vibrations : 30 Years” box set z 1993 roku, ale wciąż tak wiele brakowało. Do 1998 roku wielu wciąż widziało The Beach Boys jako nostalgiczny akt znany głównie z piosenek surfingowych i samochodowych. Kilka lat przed śmiercią wziął udział w filmie dokumentalnym o Brianie Wilsonie „I Just Wasn’t Made For These Times”, który udowodnił, że spuścizna Briana została ponownie zbadana i przedstawiona całemu nowemu pokoleniu fanów muzyki.
To byłoby wielu z tych nowych fanów, którzy zaczęliby patrzeć na The Beach Boys w inny sposób. Niestety po jego śmierci muzyka z lat 70-tych została ponownie wydana na płytach kompaktowych. Doskonały dokument „Endless Harmony” zostałby pokazany w telewizji zaledwie kilka miesięcy po jego śmierci.
Cameron Crowe użyłby jego piosenki „Feel Flows” w filmie „Almost Famous”. Brian w końcu skończyłby „SMiLE”. Nagle The Beach Boys stali się bardziej istotni niż kiedykolwiek, ale, co ważniejsze, odzyskali szacunek jako legendarny, innowacyjny zespół.
„Pacific Ocean Blue” Dennisa został ponownie wydany z ogromnymi fanfarami i pochwałami. Nawet dwa dawno zaginione solowe albumy Carla zostały w końcu zremasterowane i wydane ponownie. Jedyną rzeczą, której naprawdę brakowało na doskonałym albumie reunion z 2012 roku „That’s Why God Made The Radio” był jego głos.
Carl Wilson był dla The Beach Boys tym, czym George Harrison był dla The Beatles. Był ich tajną bronią. Podobnie jak George na początku pozostawał w tle swojego zespołu, ucząc się i chłonąc wszystko, co robił jego starszy brat Brian, tak jak Harrison robił to z Lennonem i McCartneyem.
Do czasu, gdy Carl otrzymał szansę zaśpiewania swojego pierwszego głównego wokalu w utworach Beach Boys „Pom Pom Play Girl” i doskonałym „Girl Don’t Tell Me”, jego rola w zespole uległa zmianie. Szczególnie po zaśpiewaniu głównego wokalu w legendarnej piosence „God Only Knows”.
Wielu ludzi może nie zdawać sobie z tego sprawy, ale Carl Wilson był tak samo ważny dla późnych lat 60-tych i wczesnych 70-tych dla tego, czym stali się The Beach Boys, jak Brian był we wczesnych dniach. To Carl dał im muzyczną wiarygodność zarówno na scenie jak i w studiu w tych latach. To był jego pomysł, aby sprowadzić Blondie Chaplin i Ricky Fataar do zespołu we wczesnych latach 70-tych, aby pomóc im nadać bardziej aktualne i bardziej rockowe brzmienie.
Podczas tych wszystkich lat, to Carl naprawdę błyszczał w piosenkach takich jak „Wild Honey”, „Time To Get Alone”, „I Can Hear Music”, „I Was Made To Love Her”, „Our Sweet Love”, „It’s About Time”, „Cool, Cool, Water”, „Long Promised Road”, „Feel Flows”, „Surf’s Up”, „You Need A Mess Of Help To Stand Alone”, „Only With You”, „Trader”, itd, itd.
To co jest karygodne to fakt, że większość z tych niesamowitych piosenek nigdy nie dostała prawdziwej szansy dla mas z powodu napiętnowania The Beach Boys jako grupy Surf. To naprawdę wstyd, że Carl nie doczekał się szacunku, jaki teraz zyskuje cała ta muzyka. Nawet na samozatytułowanej płycie Beach Boys z 1985 roku to Carl absolutnie błyszczy na najlepszych utworach.
Naprawdę wierzę, że gdyby Carl był tu dzisiaj, byłby bardzo skromny, ale dumny i przekonany o swojej spuściźnie. W końcu to on bardziej niż ktokolwiek inny chciał, aby The Beach Boys pozostali muzycznie istotni przez całe lata 70-te, co spowodowało jego odejście z zespołu na jakiś czas, aby nagrać swoje dwa wspaniałe solowe albumy.
Nie podobało mu się spłycanie muzyki z przeszłości. Jeśli będziecie mieli okazję, poszukajcie ostatniej muzyki, którą Carl nagrał przed śmiercią. Jest to album, który nagrał z Robertem Lammem z zespołu Chicago i Gerrym Beckleyem z zespołu America. Album nosi tytuł „Like A Brother” i jest dowodem na to, że pomimo wszystkich cierpień, przez które Carl przeszedł w ostatnich dniach swojego życia, nigdy nie stracił swojego niesamowitego głosu.
Do samego końca swojego życia Carl udowodnił, co znaczy dla niego muzyka. Pozostał w trasie tak długo, jak tylko mógł, nawet gdy nie mógł już stać, nadal śpiewał z całego serca i duszy piosenki, które uczynił popularnymi.
Tragiczne jest to, że nigdy tak naprawdę nie miał okazji zobaczyć owoców tej całej pracy. Myślę, że doceniłby media społecznościowe, widząc, jak jego fani wchodzą w interakcje i chwalą jego pracę po tylu latach. Przede wszystkim myślę, że byłby zachwycony faktem, że cała muzyka, którą wydał jest teraz łatwo dostępna dla fanów muzyki, którzy mogą jej słuchać za pomocą jednego kliknięcia w smartfonie. Dając mu satysfakcję, że cały ten pot i ciężka praca opłaciły się.
W roku 2021 Carl Wilson jest absolutną legendą. Jego anielski głos jest wychwalany teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Został nawet wspomniany wcześniej w tym roku z imienia i nazwiska w nowej piosence Boba Dylana. Nie Brian, on. To z pewnością rozgrzałoby jego serce.
Byłby również zirytowany, że film dokumentalny o Brianie jest zatytułowany po jednej z jego piosenek. (Long Promised Road). Z drugiej strony, byłby też pewnie dumny, że jego starszy brat przyniósł uznanie temu, co uważał za najlepszą piosenkę, jaką napisał. Carl był oczywiście bardzo dumny z tej piosenki, jest to jedyny utwór Beach Boys, który śpiewał podczas swoich solowych występów we wczesnych latach 80-tych.
To powiedziawszy jego talent jest teraz bardziej widoczny niż kiedykolwiek wcześniej. Naprawdę chciałbym, żeby był tutaj, żeby to zobaczyć.
Mam nadzieję, że w jakiś sposób to zobaczy.
Essential Albums :
Solo-
Carl Wilson (Self Titled 1981)
Youngblood (1983)
Beckley-Lamm-Wilson –
Like A Brother (2000)
https://www.facebook.com/BeachBoys101/
.