…Dusza moja jest we mnie zgnębiona;
więc wspominam Cię
z ziemi Jordanu i Hermonu,
z góry Mizar.
7 Głębokie woła do głębokiego
przy ryku Twoich wodospadów;
wszystkie Twoje łamańce i Twoje fale
przeszły nade mną.
8 W dzień Pan nakazuje swą niezłomną miłość,
a w nocy Jego pieśń jest ze mną,
modlitwa do Boga mego życia…
Fraza ta stała się rodzajem żartu w naszym domu. Jeden z nas, Jason lub ja, będzie expounding na coś głębokiego lub próbując wosk poetycki o Bogu lub wszechświata lub po prostu jak brudne są nasze okna, a drugi powie,
„Wow, kolego … to jest głębokie.”
„Cóż mogę powiedzieć? Deep cries to deep.”
„You know that’s right.”
Byłem zaskoczony w miniony weekend, kiedy pracowałem nad trzecim rozdziałem Honest to God, aby natknąć się na nieoczekiwane zrozumienie tego wyrażenia. Zaczęło się od rozpakowania tego, co to znaczy myśleć o Bogu jako „Podstawie naszego bytu.”
Jeśli weźmiemy pod uwagę tradycyjne chrześcijańskie myślenie, mamy Boga, który jest „tam na zewnątrz”. Boga, który unosi się poza i oddzielnie od ziemi, tak jak słońce. Ale przypuśćmy – zastanawia się Robinson – że tam nie ma Boga? Przypuśćmy, że niebo jest puste? Co by się stało, gdybyśmy zamiast tego uznali Boga za „ostateczną głębię całego naszego bytu, twórczą podstawę i sens całego naszego istnienia”
Co to znaczy dla Boga być „ostateczną głębią?”. Oto jak ujął to Paul Tillich, niemiecki amerykański chrześcijański egzystencjalista i filozof, w związku z cierpieniem:
’Głębia’ w swoim duchowym użyciu ma dwa znaczenia: oznacza albo przeciwieństwo 'płytkiego’, albo przeciwieństwo 'wysokiego’. Prawda jest głęboka, a nie płytka; cierpienie jest głębokością, a nie wysokością. Zarówno światło prawdy, jak i ciemność cierpienia są głębokie. W Bogu jest głębia i jest głębia, z której psalmista woła do Boga.
Tutaj jest – głębia wołająca do głębi. Głębokie cierpienie, które jest głębią, a nie wysokością, woła do głębokiego Boga, który jest głęboki, a nie płytki.
Robinson, w Honest to God, wyjaśnia dalej, dlaczego ta zmiana metafory przestrzennej jest ważna. Epikurejscy bogowie tamtych czasów unosili się w powietrzu, ponad walką. Byli „uosobieniem wysublimowanej obojętności”, istniejąc daleko ponad ludźmi na ziemi, nie przejmując się ich dokuczliwymi troskami. W przeciwieństwie do nich, Bóg psałterza nie unosi się tam, ponad tym wszystkim. Bóg psałterza jest Bogiem osobowym i dlatego nie może być ponad tym wszystkim, jak epikurejscy bogowie. Jeśli bowiem Bóg jest ponad tym, nie może być w tym obecny.
Odniosłem ostatnio wrażenie, że po dwóch miesiącach od postawienia diagnozy, niektórzy ludzie są gotowi, abym „miał perspektywę” i „spojrzenie pełne nadziei”. Może to być prawda, a może nie, nie wiem. Ale podczas gdy ja, z jednej strony, mam te rzeczy, z drugiej strony, uważam, że cała ta sprawa jest przygnębiająca jak cholera.
Jestem w głębi, jak to było. Ale Bóg nie jest „tam na górze”, unosi się nade mną, podczas gdy ja zmagam się z tym, co to znaczy mieć stwardnienie rozsiane i walczę z przetwarzaniem moich uczuć na ten temat. Jaka ulga mnie ogarnęła, jakie uwolnienie przestrzeni w mojej klatce piersiowej, kiedy przeczytałem, że Bóg, Podstawa naszego istnienia, jest również w głębi. Nie jestem sam. Bóg jest w głębi.
Głębia naprawdę woła do głębi. Kto by pomyślał?