Byłem w pierwszej klasie, siedziałem w moim małym dziecięcym krzesełku przy nisko osadzonym stole, kiedy pewnego dnia głośnik w mojej klasie zagrzechotał do życia.
Czy Ryan Hockensmith mógłby przyjść do biura doradcy zawodowego?
Nie wiedziałem nawet, co to jest doradca zawodowy, więc nie miałem pojęcia, kiedy zawędrowałem do jego biura. Ale pan Thompson mnie znał. Zapytał o pogodę, jak mi się podoba w szkole i jak fajnie jest być w tej samej drużynie T-ball all-star, co mój młodszy brat Jason. Ale potem zwęził oczy i po prostu wpatrywał się we mnie przez sekundę.
„Jak sprawy w domu?” zapytał, jego głos nieco niższy, jego słowa rozłożone na tyle, by wskazywały na troskę.
„Całkiem dobrze,” powiedziałem.
„Jesteś pewien?” zapytał.
Oh nie. On wiedział. Skąd wiedział?
„Wszystko jest w porządku,” powiedziałem.
Powróciliśmy do rozmowy o T-ball i piłce nożnej, a on wspomniał, jak bardzo kocha koszykówkę. Ja jednak ledwo mówiłem – wyłączyłem się. W końcu powiedział mi, że mogę wrócić do mojej klasy, a ja myślałem, że tajemnica mojej rodziny pozostanie w ten sposób.
Ale moje nazwisko blare z głośnika ponownie następnego dnia, a ja miałem węzły w moim żołądku, jak poszedłem z powrotem w dół do biura. Obawa trwała około 30 sekund.
„Ryan, mam coś dla ciebie”, powiedział pan Thompson i wsunął mi przez biurko kartę debiutanta z 1979 roku Topps Pedro Guerrero. Guerrero był moim ulubionym graczem z ulubionej drużyny mojej i mojego taty, Dodgersów. Moi bracia i ja mieliśmy trochę kart w domu, ale byliśmy tak młodzi (ja miałem 7 lat, Jason 5, a Dustin 3), że nie mieliśmy jeszcze zbyt dużej kolekcji. „Chciałabym ci ją dać. Może można trzymać się go i pamiętać, że jeśli kiedykolwiek trzeba porozmawiać z kimś o cokolwiek dzieje się w swoim życiu, jestem tutaj.”
Smutek welled up przez moje ciało i z moich oczu. To był jeden z tych fizycznych krzyków, kiedy twój mózg zrzeka się kontroli nad układem oddechowym, a klatka piersiowa faluje i nie da się tego spowolnić. Kiedy w końcu mogłem wydobyć z siebie kilka słów, zadałem panu Thompsonowi pytania, na które nie miał odpowiedzi: Dlaczego moi rodzice się rozeszli? Czy tata kiedykolwiek wróci do domu? Jak mam go przekonać, żeby wrócił? Czy może pan z nim porozmawiać i powiedzieć mu, żeby po prostu wrócił do domu?
Pan Thompson słuchał i przytakiwał. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek spotkałem się z nim ponownie, ani co myślałem później tego dnia lub tego tygodnia. Nie wiem, kiedy porzuciłem myśl, że mój tata jeszcze kiedykolwiek wróci.
Ale pamiętam dwie rzeczy z tamtej chwili: To była pierwsza karta baseballowa, którą pamiętam, i to był jedyny raz, kiedy pamiętam, że płakałem, gdy małżeństwo moich rodziców się rozpadło.
KILKA TYGODNI TEMU, może 12 dni po kwarantannie, podszedłem do mojej 5-letniej córki i zapytałem, „Hej, mogę ci coś podać na lunch?”
„Tak, co powiesz na trochę ciszy i spokoju?” – powiedziała.”
„Uh, OK, ja też cię kocham” – mruknąłem pod nosem, cofając się powoli od tego małego dyktatora w piżamie Elsy.
Jeśli jesteś kimś w moim wieku i okolicznościach – 42 lata, żonaty, trójka dzieci, wszyscy zamknięci w jednym domu – prawdopodobnie prowadzisz podobne rozmowy. Nerwy się puszczają. Wszyscy kochają się na zawsze … ale nie lubią się przez dłuższy czas. Uczysz się w domu, a jednocześnie pracujesz w domu. Żyjesz w strachu przed światem. To bardzo dużo.
Jedynym sanktuarium w moim domu jest piwnica, dom dla starej kanapy, trzech kuwet, tej cholernej sztucznej choinki, którą koty wciąż próbują zjeść …. i około 150,000 kart sportowych, 500 starych magazynów i 50 figurek sportowców i zapaśników z mojej ogromnej kolekcji pamiątek. Codziennie znajduję się tam na kilka minut i za każdym razem jestem natychmiast przenoszony z powrotem do dzieciństwa.
Te karty trzymały moje życie sklejone razem po tym, jak moi rodzice się rozwiedli. Ale dwa lata temu, kiedy moja rodzina się przeprowadzała, wyruszyłem na wyprawę, aby sprzedać moją nieporęczną i zajmującą dużo miejsca kolekcję. W większości była to epicka porażka.
Wydałem około 50 000 dolarów na te karty w późnych latach 80-tych i wczesnych 90-tych, ale wiedziałem, że teraz nie są tyle warte. Miałem nadzieję, że może mógłbym dostać za nie kilka tysięcy, może zabrać rodzinę na wycieczkę z pieniędzmi.
Nie zajęło mi długo, aby zdać sobie sprawę, że moje karty były praktycznie bezwartościowe. Masowa nadprodukcja i oszustwa, które nękały okres boomu na karty baseballowe w późnych latach 80-tych i wczesnych 90-tych skazały ten sektor przemysłu na zagładę. Skontaktowałem się z 10 dealerami, którzy reklamowali się, że agresywnie kupują karty, a ich odpowiedzi były 10 różnymi wariantami „Kupujemy karty, ale nie te”. Zadzwoniłem do domu aukcyjnego, który wymagał płatności z góry, a następnie części z tego, co zostanie sprzedane, i nawet przy praktycznie zerowym ryzyku, firma powiedziała, że nie zawraca sobie głowy kartami z tej epoki. W czasach świetności, we wczesnych latach 90-tych, miałem prawdopodobnie 1000 kart wartych 50 dolarów za sztukę. Teraz, zdałem sobie sprawę, że tylko jedna lub dwie były warte tyle.
To pozostawiło mi trzy opcje. Mogłem nadal próbować je sprzedać i z pewnością w końcu znajdę kogoś, kto da mi coś – nawet 100 dolarów – za nie wszystkie. Mógłbym je zatrzymać. Albo mógłbym wyrzucić je do kosza.
Myślałem, że moja decyzja została podjęta dla mnie w dniu, w którym wprowadziliśmy się do naszego nowego domu w 2018 roku. Tego dnia padało biblijnie. Ponad 2 stopy wody zebrały się na naszej ulicy do połowy popołudnia. Podczas gdy ja wychodziłem po lunch dla naszych przeprowadzek, moja żona zadzwoniła, aby powiedzieć mi, żebym wrócił do domu ASAP. Woda wlewała się do piwnicy. Moja kolekcja kart powoli tonęła w niej.
Do czasu, gdy wróciłem do domu i w dół do piwnicy, około połowa kolekcji była zanurzona, w tym pudełko z moimi najcenniejszymi kartami. Wyciągnąłem tak wiele pudełek z bagna, jak to tylko możliwe, ale całe skrzynie zostały zniszczone, zanurzone w czymś, co według straży pożarnej mogło być wodą z kanalizacji, która dostała się do naszego domu. Musiałem wyrzucić do śmieci ogromne kawałki mojej kolekcji.
Przeszło mi przez myśl, żeby po prostu wyrzucić to wszystko. Jaki był w tym sens? Odbijałem się tam i z powrotem między impulsem do wyrzucenia ich i uderzeniami nostalgii, które wciąż czułem.
Po tym jak moi rodzice się rozwiedli, oboje ponownie wyszli za mąż w ciągu dwóch lat, i oboje mieli więcej dzieci w swoich nowych związkach. Nasza rodzina była wielką mieszanką lat 80-tych, złożoną z tego i tamtego, a moi rodzice wykonali imponującą pracę, by czuć się tak normalnie, jak to tylko możliwe. Ale było to trudne i chaotyczne, a jedynym stałym porządkiem w moim życiu była moja kolekcja kart.
Moi bracia i ja jeździliśmy do domu mojego taty co drugi weekend, i często pakowaliśmy torby, które miały tylko dwie rzeczy — niezbędne rzeczy, takie jak ubrania i szczoteczki do zębów, oraz nasze karty.
Mogłeś uporządkować je alfabetycznie według dyscyplin sportowych, a następnie zdobyć nowy przewodnik po cenach i zreorganizować je według wartości. Otwieralibyśmy razem paczki i dzielili się złotą gorączką rozpakowywania czegoś nowego. Potem wymienialiśmy się kartami, i teraz się z tego śmiejemy, bo wymienialiśmy się tak często, że kończyliśmy z tymi samymi kartami, z którymi zaczynaliśmy. Tak naprawdę nie chodziło o karty tak bardzo, jak o wspólne schronienie, które znaleźliśmy, miejsce pod tornadem nad nami, gdzie nadal można było usłyszeć wiatr, ale czuć się spokojnie i bezpiecznie.
Byłem najstarszym z trzech chłopców, których mama i tata mieli razem, ale wszyscy mieliśmy tę samą obsesję. Rozkładaliśmy się na podłodze w obu domach, witaliśmy się serdecznie z macochą lub ojczymem, a potem wycofywaliśmy się do kart. Kiedy siedziałem z moimi kartami, a moi bracia z ich kartami, były to chwile, w których moje życie czuło się najbardziej stabilne.
Ale teraz, jakieś 30 lat później, patrząc na resztki tej kolekcji, byłem sparaliżowany niezdecydowaniem: Wywieźć ocalałe karty na najbliższy śmietnik czy trzymać się resztek mojego dzieciństwa?
Wtedy dotarło do mnie, że być może znajdę idealną osobę do pomocy.
„HELLO, THIS IS Jeff Thompson,” powiedział głos na drugiej linii.
„Witam, panie Thompson,” powiedziałem. „Był pan kiedyś doradcą w Szkole Podstawowej Rossmoyne, prawda?”
Tak, to był on. Po kilku dniach próbowania go upolować, to był właściwy numer. Powiedział mi, że mogę nazywać go Jeff, ale czułem się bardziej komfortowo dla mnie, aby trzymać się z panem Thompsonem. Roześmiał się i powiedział, że tak jest dobrze, a my spędziliśmy następną godzinę na rozmowie. Niedawno przeszedł na emeryturę po 40-letniej karierze jako doradca zawodowy w różnych szkołach w środkowej Pensylwanii, gdzie stał się również odnoszącym sukcesy trenerem koszykówki w szkole średniej. Nie przypominał sobie, żeby pracował ze mną w Rossmoyne i nawet karta Pedro Guerrero nie ożywiła jego pamięci. „To była naprawdę dobra karta,” powiedział.
Powiedział mi, że rozdawał karty, ponieważ było wiele dzieci takich jak ja we wczesnych latach 80-tych, kiedy wskaźniki rozwodów osiągnęły najwyższy poziom w historii. „W tamtych czasach rozwód był nadal napiętnowany, a ja musiałem walczyć z tym piętnem każdego dnia, aby zachęcić dzieci do otwarcia się” – powiedział. „Kiedy widzisz dziecko, które cierpi, chwytasz się wszystkiego, co możesz. Po prostu chcesz nawiązać połączenie.”
„Panie Thompson, zrobił pan ze mną połączenie,” powiedziałem i czułem trochę wilgoci w kąciku moich oczu. „Mam nadzieję, że usłyszy pan od ludzi takich jak ja, ponieważ założę się, że są tam setki dzieci, które są wdzięczne każdego dnia, nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy.”
Na drugim końcu linii była pauza. „Ryan, powiem ci, że jestem w West Shore Chapter of the Pennsylvania Hall of Fame i Chagrin Falls Hall of Fame z powrotem w moim rodzinnym mieście w Ohio. I to, co właśnie powiedziałeś do mnie jest tak znaczące, jak każda nagroda, która kiedykolwiek została mi dana.”
Rozmawialiśmy przez kolejną minutę lub dwie, a potem powiedziałem mu, że mam jedno ostatnie pytanie dla niego. „Jak myślisz, czy powinienem sprzedać moją kolekcję kart?”
Nie chciał powiedzieć ani tak, ani nie, ale powiedział mi, że żałuje pozbycia się swoich kart z czasów, gdy był dzieckiem. „Jeśli je oddasz, to prawie tak, jakbyś stracił kawałek siebie” – powiedział. „I trudno jest kiedykolwiek odzyskać ten kawałek siebie.”
Jak się rozłączyliśmy, obiecałem, że będę w kontakcie i powiedziałem mu, że ten telefon przechylił szalę. Karty były dla mnie tak cenne, że nie miało znaczenia, że były bezwartościowe.
Przez ostatnie kilka tygodni, kiedy nie zakłócałam pracy ludzi z przedszkola z zamówieniami na lunch, coraz częściej wpatrywałam się w moje karty.
Piwnica jest najcichszym miejscem w moim domu, miejscem, gdzie mogę się schronić w ramach mojego schronienia w miejscu. Odkryłem, że jedną z najbardziej dezorientujących rzeczy związanych z kwarantanną jest utrata przerw między rozdziałami w moim życiu. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z wartości chodzenia od mojego biurka do kawiarni ESPN, czy półgodzinnej jazdy z pracy do domu, aby odłączyć się od poprzedniego rozdziału każdego dnia. W tej chwili wszystko wydaje się jednym wielkim ciągiem zdań.
Wygląda na to, że inni ludzie w moim życiu czują to samo — że każda pojedyncza rzecz, duża czy mała, ma podskórny nurt podświadomego strachu, jak telewizor w tle sprawia, że każda rozmowa zaczyna się od nieco głośniejszego miejsca. Kiedy to się skończy? Jak to się skończy? Czy gospodarka się załamie? Czy ja się załamię?
Mój przyjaciel zawsze powtarza: „Nie żyj we wraku swojej przyszłości”, ale teraz nie mogę nic na to poradzić. Nawet w najlepszych scenariuszach, jakie mogę wymyślić na temat tego, jak będzie wyglądał świat po COVID-19, odczuwam ogromny strach przed społeczeństwem, w którym dorastają moje dzieci. Trudno jest prowadzić racjonalną rozmowę o tym, kto wrzucił Tostito do kwaśnej śmietany z tym smrodem kryzysu egzystencjalnego wiszącym nad planetą.
Ale czuję się o 10% mniej przerażony w mojej piwnicy, z moimi kartami. Tak naprawdę już ich nie potrzebuję. Nawet do nich nie zaglądam. Nie przeglądam wielu pudełek, wciąż ułożonych alfabetycznie w ochronnych plastikowych rękawach, ani nie otwieram żadnej z paczek, które wciąż mam. Po prostu się na nie gapię. Niektórzy ludzie mają szumiące strumyki lub odgłosy ptaków na podwórku, które przynoszą im spokój i ukojenie. Ja? Mam 500 kart Pedro Guerrero, które nie są warte plastikowych pudełek, w których się znajdują.
Wszystkie trzy moje dziewczyny są w takim miejscu w życiu, w którym próbują rozgryźć świat i sposób interakcji z nim. Dorzuć do tego pandemię, która zmusza je do izolowania się i unikania przyjaciół, a ja nie potrafię sobie wyobrazić, co czują. Dryfują w stronę urządzeń i serwisów streamingowych, są ciche i spokojne przez długie odcinki czasu. Wiem, jak ja się czuję: przerażona, potem optymistyczna, potem zdezorientowana, potem zirytowana, potem znowu przerażona, potem zmęczona, potem zadowolona… i tak w kółko. To musi być o wiele bardziej zagmatwane wewnątrz mózgu mojego 12-latka.
Na szczęście kładę się spać przez większość nocy skłaniając się ku optymizmowi. Że świat jest dobry, że ludzie są dobrzy, że porządek powróci. Mam nadzieję, że moje córki też tak uważają. Ale nie wiem, czy ulotne rozproszenia Snapchata i TikTok dają dzieciom 2020 roku to, co Tom Gugliotta i karty debiutantów Napoleona Kaufmana dały mi.
Kiedy moja najstarsza córka przeczytała tę historię (lubi edytować wszystko, co mówię lub piszę lub myślę), natychmiast wysłała mi SMS-a — zbyt trudno jest chodzić po schodach, aby powiedzieć mi osobiście, mimo wszystko. Chciałabym ci powiedzieć, że to, co mi wysłała, było wzruszającą notatką o tym, jak bardzo była poruszona, ale to, co właściwie napisała, to: „To naprawdę dobra historia. Jestem pewna, że TikTok nie daje nam tego, co karty dały tobie. Zwłaszcza, że nie wolno nam go mieć.”
Potem zapytała, kiedy będzie mogła dostać TikTok. Wszyscy jej przyjaciele mają go, ya know?
Moja żona i ja w końcu jaskinia na aplikacji. Rodzicielskie kliknięcie zatwierdzenia jest zawsze o wiele łatwiejsze niż walka — i teraz, nikt nie powinien być pozbawiony ich schronienia, nawet jeden wykonany z małych kawałków kartonu.