Wymień nazwisko „Malthus”, a spotkasz się z burzą wyzwisk. Elita mediów, chroniona przed naturą w swoich miejskich bańkach, nigdy nie męczy się wymawianiem Eseju o zasadach zaludnienia Thomasa Roberta Malthusa, opublikowanego w Anglii w 1798 roku, jako błędnego. To prawda, że teoria Malthusa – że liczba ludności rośnie w postępie geometrycznym, podczas gdy zasoby żywności rosną w postępie arytmetycznym – nigdy się nie sprawdziła, ze względu na rolę ludzkiej pomysłowości w wykładniczym zwiększaniu zasobów żywności. Niemniej jednak Malthus pomógł wprowadzić temat ekosystemów do współczesnej filozofii politycznej, tym samym niezmiernie ją wzbogacając. Postrzegał człowieka jako gatunek biologiczny, na który wpływają warunki naturalne i zagęszczenie, w jakim zamieszkujemy ziemię. Wyobrażał sobie polityczne skutki takich zjawisk, jak choroby i głód, oraz nędzną jakość życia źle zurbanizowanej biedoty. Być może powodem, dla którego Malthus zawsze musi być potępiany jako błędny, jest to, że istnieje gryząca obawa, iż na jakimś podstawowym poziomie ma on rację.
Stwierdzenie, że świat jest przeludniony, jest niebezpiecznym osądem wartościującym, ponieważ ludzie muszą sami decydować, czy chcą mieć dzieci, czy nie. Nie jest to moim celem. Ale mówię, że bardziej zaludniony świat będzie miał inną i potencjalnie niebezpieczną dynamikę geopolityczną.
Prawda, ludzka pomysłowość może ostatecznie rozwiązać każdy problem z zasobami, ale często nie na czas, aby zapobiec poważnym przewrotom politycznym. Historia Ziemi i człowieka nie toczy się gładko. Niedobory wody i pustynnienie stanowią środowiskowe tło dla Arabskiej Wiosny i wojny w Jemenie. Podczas gdy w kategoriach względnych wzrost populacji ludzkiej maleje, prowadząc do zszarzenia planety, w liczbach bezwzględnych nadal rośnie, ostatnio wśród młodych mężczyzn w najbardziej niestabilnych państwach, tych, którzy wywołują przewroty polityczne. Choć Malthus mylił się w wielu kwestiach, jego wrażliwość na populację i niedobór zasobów pomaga zdefiniować obecną epokę. Postawiłem na ten temat, kiedy w lutym 1994 roku napisałem w The Atlantic, że środowisko naturalne stanie się „kwestią bezpieczeństwa narodowego” XXI wieku.
W takim neomaltuzjańskim świecie, zamiast być głównymi inicjatorami światowego nieporządku, rywalizacja między Stanami Zjednoczonymi a Chinami oraz między Stanami Zjednoczonymi a Rosją będzie interaktywnym elementem. Natura jest teraz czynnikiem w sposób, w jaki nie była nim podczas zimnej wojny między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim.
Zacznijmy od chińskiego koronawirusa, który stanowi najbardziej znaczące wydarzenie geopolityczne od czasu Wielkiej Recesji z lat 2008-09, zagrażając reputacji i być może ostatecznie zdolności przetrwania niektórych reżimów. Przy wzroście światowej populacji z 7,7 do prawie 11 miliardów ludzi do 2100 roku, przy intymnym kontakcie człowieka z dzikimi zwierzętami w krajach rozwijających się i przy międzykontynentalnych pasażerskich podróżach lotniczych, które wzrosły skokowo od zakończenia zimnej wojny, pandemie będą nadal naturalnym towarzyszem neo-maltuzjańskiego świata.
Nadburze, trzęsienia ziemi, susze, powodzie i pożary buszu są powszechne w historii Ziemi. Ale nigdy wcześniej nie występowały one w miejscach zamieszkanych przez rozległe aglomeracje miejskie, w miejscach wrażliwych ekologicznie, gdzie istoty ludzkie być może nigdy nie miały żyć w tak dużej liczbie. Ponieważ liczba ludności świata wzrosła pięciokrotnie od 1900 roku, nawet normalne wahania klimatyczne i sejsmiczne – nie mówiąc już o zmianach klimatycznych – będą zbierać coraz większe żniwo w postaci ofiar śmiertelnych i dóbr materialnych, w miarę jak nasza liczba wzrośnie do prawie 11 miliardów. Huragan Katrina w Nowym Orleanie w 2005 roku i huragan Harvey w Houston w 2017 roku – razem kosztujące ćwierć biliona dolarów szkód – oprócz ogromnego cierpienia z powodu wieloletnich powodzi w Mozambiku i trzęsienia ziemi w Japonii w 2011 roku, które spowodowało katastrofę nuklearną w Fukushimie, to tylko kilka z wielu przykładów naturalnych wydarzeń współdziałających z historycznym wzrostem populacji, który wymaga bezprecedensowej energii i infrastruktury do utrzymania.
Co więcej, przy 40 procentach populacji ludzkiej żyjącej w promieniu 60 mil od linii brzegowej, wzrost poziomu morza będzie coraz bardziej katastrofalny. Tsunami na Oceanie Indyjskim z 2004 roku, które zabiło szacunkowo 225 000 ludzi, było jednym z przykładów naturalnego wydarzenia połączonego z masowym wzrostem populacji w stosunkowo krótkim okresie czasu. Dziesiątki milionów ludzi w delcie Nilu i Bangladeszu, żyjących na poziomie morza nad Morzem Śródziemnym i Zatoką Bengalską, mogą być zagrożone przez topniejące polarne pokrywy lodowe w ciągu tego stulecia. W miarę jak planeta będzie się nagrzewać, geopolityka stanie się bardziej burzliwa.
Indeed, with no major carbon emitter coming even close to meeting the spirit of the Paris Agreement to limit global warming to 1.5 stopni Celsjusza, stoimy w obliczu coraz gorętszej planety, ponownie, z coraz większą liczbą ludzi na niej, ostatnio symbolizowaną przez ogromne tłumy Australijczyków uciekających do morza, aby uniknąć upału z pożarów buszu w południowo-wschodniej części kontynentu.
Może to być tylko kwestia czasu, zanim będziemy mieli napędzaną środowiskowo zmianę reżimu w geopolitycznie kluczowym kraju. Prawicowa nikaraguańska junta Anastasio Somozy odpadła od władzy w 1979 roku z powodu ciągu wydarzeń, który rozpoczął się od jego nieodpowiedniej reakcji na trzęsienia ziemi w 1972 roku. Trzęsienie ziemi w Kairze w 1992 roku wstrząsnęło reżimem prezydenta Hosniego Mubaraka z powodu dramatycznie skutecznej reakcji Bractwa Muzułmańskiego na dystrybucję materiałów pomocowych. Obecny prezydent Egiptu Abdel Fattah el-Sisi, rządzący dotkniętym ubóstwem i zanieczyszczonym krajem liczącym 100 milionów ludzi – w porównaniu z 60 milionami w 1992 roku – jest jeszcze bardziej represyjny niż Mubarak: być może jest to przykład twardego reżimu kierującego się względami ekologicznymi, który zasadniczo nie ma odpowiedzi na problem utrzymania porządku bez ryzyka anarchii.
Radykalizm islamski jest organicznie związany z tymi neomaltuzjańskimi trendami. W miarę jak populacje w świecie arabskim i Iranie rosły przez dziesięciolecia, prowadząc do historycznie bezprecedensowej migracji do miast i slumsów, religia nie jest już nieświadomie częścią odwiecznego wzorca tradycyjnego życia wiejskiego. Musiał być ponownie wymyślone w ponurej anonimowości źle zurbanizowanych środowisk w bardziej jaskrawe i abstrakcyjne ideologicznej formie.
Połączenie urbanizacji, zmiany klimatu, coraz bardziej odżywcze-ubogich gleby, a w niektórych przypadkach tworzenie nowych klas średnich będzie prowadzić Afryki Subsaharyjskiej migracji stopniowo na północ do Europy w ciągu 21 wieku, utrzymując populizm tam na stałym niskim wrzenia. W miarę jak warunki będą się pogarszać, ze względu na wzajemne oddziaływanie rosnących temperatur i rosnącej liczby ludności, wielu Afrykańczyków będzie jednocześnie – dzięki statusowi klasy średniej po raz pierwszy w historii nowożytnej – dysponować środkami ekonomicznymi pozwalającymi na przeprawę przez Morze Śródziemne do Europy. Nie mówiąc już o uchodźcach z afrykańskich i bliskowschodnich wojen, które same są częściowo napędzane przez środowiskowe i demograficzne odgłosy tła. Powtarzam, zmiany klimatyczne i rosnąca populacja nie wywołują wojen i wstrząsów: ale oddziałują na przyczyny polityczne, etniczne i sekciarskie, pogarszając je.
Media społecznościowe nie są bezpośrednio związane ze wzrostem populacji i urbanizacją, ale intensyfikują ich skutki, sprzyjając psychologii tłumu. Im bardziej jesteśmy miejscy – im bardziej wyrafinowani i wyrafinowani w porównaniu z mieszkańcami wsi – tym bardziej konformistyczni i zmotywowani przez instynkt stadny stajemy się we wszystkim, od mody po politykę: choć wszyscy deklarują coś przeciwnego. Neomaltuzjański XXI wiek jest – i w coraz większym stopniu będzie – wiekiem formacji tłumu, potencjalnie doprowadzając politykę do skrajności i zagrażając politycznemu centrum.
Więcej ludzi potrzebuje więcej energii. Przez większą część współczesnej historii, aż do chwili obecnej, oznaczało to węglowodory zanieczyszczające i ocieplające atmosferę. To z kolei prowadziło do politycznych nacisków na czystszą energię. Rewolucja gazu ziemnego jest pomostem do tej czystszej przyszłości. Chociaż jest to prawdopodobnie pozytywny rozwój, jest on również pośrednio związany ze wzrostem populacji, ponieważ wyścig innowacji technologicznych musi wyprzedzać rosnące zapotrzebowanie planety na nie.
Rozwój czystej energii zmienia relacje władzy na Bliskim Wschodzie. Arabia Saudyjska nie może już polegać na amerykańskim wsparciu militarnym w takim stopniu, jak kiedyś, częściowo z powodu rewolucji związanej z wydobyciem gazu ziemnego w Stanach Zjednoczonych. A rewolucja ta była wymuszona przez rosnące zapotrzebowanie amerykańskiej populacji na tańsze i czystsze paliwo. Geopolityka będzie się nadal zmieniać na wiele bezpośrednich, pośrednich i niejednoznacznych sposobów, ponieważ jako gatunek zwiększymy liczbę ludności do prawie 11 miliardów, a następnie ustabilizujemy się na tym samym poziomie.
Pierwotna zimna wojna była statycznym konfliktem o ideologię, który rozpoczął się i zakończył w Europie, nawet jeśli brutalne bitwy toczyły się tragicznie w krajach rozwijających się. Świat rozwijający się przechodził w tym czasie własne neomaltuzjańskie zmiany, do których ideologicznie zorientowane supermocarstwa miały w dużej mierze ambiwalentny stosunek. Ale niedawna przeszłość świata rozwijającego się to nasza teraźniejszość: w której choroby i nieporządek polityczny nie są sprawą tylko najbiedniejszych dzielnic ludzkich siedzib. Nie należy zatem oczekiwać, że wynik tych nowych zmagań wielkich mocarstw będzie tak liniowy, jak zimna wojna, która w rzeczywistości była końcowym etapem drugiej wojny światowej. Intelektualiści wolą postrzegać historię jako jedynie bitwę idei i ideologii, które z kolei są produktami ich własnych, wysoko rozwiniętych środowisk miejskich, oderwanych od natury. Ale to, co nas czeka, będzie wzajemną grą ideologii i samej natury.
Przez to wszystko jednak sieć planetarnych interakcji między ludzkością będzie się nasilać, właśnie z powodu wspólnych neomaltuzjańskich problemów, z którymi wszyscy się borykamy. Tak więc, tak jak będzie miał miejsce niekończący się konflikt, pojawi się również rosnąca świadomość, którą będziemy dzielić jako gatunek. Populizm i neoizolacjonizm były reakcjami na ten nadrzędny trend. Ale z czasem mogą się one okazać epifenomenami. Wspólne przeznaczenie, w którym ostatecznie po raz kolejny udowodnimy, że Malthus się myli, może być rezultatem – ale dopiero po uporaniu się z problemami, przed którymi nas ostrzegał. Na razie twarz ludzkości nosi maskę nad nosem i ustami.
Robert D. Kaplan jest dyrektorem zarządzającym ds. globalnego makro w Eurasia Group. Jest autorem książki „The Good American: The Epic Life and Adventures of Bob Gersony, the U. S. Government’s Greatest Humanitarian”, która ukaże się we wrześniu nakładem Random House.
.