John Wayne był wielkim aktorem. Tam, powiedziałem to.
Może mnie to wyrzucić z pewnych kręgów intelektualnych, może spowodować, że niektórzy będą się zastanawiać nad moją polityką, ale takie jest moje założenie i tego się trzymam.
Wcześniej czy później (zazwyczaj wcześniej), każdy kto pisze o Waynie musi zmierzyć się z tym tematem.
„Przez lata”, pisze Scott Eyman w swojej nowej biografii „John Wayne: Życie i legenda”, „debata na temat Wayne’a koncentrowała się wokół niedorzecznego pytania, czy potrafił grać, czy nie, przy czym liberałowie generalnie zajmowali stanowisko negatywne.” To duża część problemu z oceną aktorskich umiejętności Wayne’a. Jego osobista polityka (konserwatywna) przeszkodziła w dostrzeżeniu aktorstwa, podobnie jak pętactwo Mela Gibsona czy kłopoty rodzinne Woody’ego Allena przeszkadzają w ich dostrzeżeniu.
W dzisiejszych czasach istnieją również inne czynniki. Spójrzmy prawdzie w oczy: Większość późniejszych filmów Wayne’a nie jest zbyt dobra, a on sam jest w nich już dawno po okresie świetności. A jednak to właśnie one najczęściej pojawiają się w telewizji. Współcześni widzowie mogą nawet nie znać najlepszych dzieł Wayne’a. Co więcej, gatunek, w którym Wayne dał swoje najbardziej niezatarte występy – western – wyszedł z mody dekady temu, zastąpiony przez Space Age sci-fi, owery innego rodzaju.
Niektórzy sprzeciwiają się postrzeganemu wąskiemu zakresowi Wayne’a jako aktora. On nie był Szekspirem. Zarzut wąskiej gamy można jednak odnieść do dowolnej liczby aktorów hollywoodzkiej ery studyjnej – Bogart, Cagney, Stewart, Cooper – tak się wtedy robiło filmy, dostosowane do gwiazd, pisane dla ich konkretnego typu. Wayne stworzył swój. „Wayne nie urodził się Waynem” – mówi Garry Wills w książce „Ameryka Johna Wayne’a”. „Musiał zostać wynaleziony”. Wayne dokonał tego wynalazku w ciągu dekady pracy w westernach klasy B i gorszych przed swoją przełomową rolą w „Dyliżansie” Johna Forda, a następnie przez długi czas cyzelował się w tym kierunku.
Naturalność w każdym rodzaju sztuki może być trudna do odczytania. Jeśli artysta robi to dobrze, zwłaszcza aktor, może to wyglądać tak, jakby nic nie robił. W swoich najlepszych momentach Wayne był aktorem naturalistycznym, nigdy teatralnym, nigdy nie żuł scenografii. Trzymał się z tyłu. To było zamierzone.
„Mam bardzo mało sztuczek”, powiedział kiedyś Wayne o swoim aktorstwie. „Och, zatrzymuję się w środku zdania, żeby na mnie patrzyli, i nie zatrzymuję się na końcu, żeby nie odwracali wzroku, ale to mniej więcej jedyna sztuczka, jaką mam.”
Wills zaobserwował coś jeszcze w sposobie mówienia Wayne’a: „Frazowanie „stop-and-go” jest tym, co wszyscy jego naśladowcy otrzymują; ale niewielu uchwyciło melodyjne interwały jego kadencji”. W najlepszych tekstach Wayne’a jest śpiewna jakość.
Fizyczność Wayne’a, oczywiście, stała się dużą częścią jego ekranowej osobowości, i nie tylko słynny chód, ale sposób, w jaki używał rąk, sposób, w jaki jeździł konno, wdzięk ruchu. Zauważyli to reżyserzy i aktorzy. Nawet gdy był nieruchomy, Wills zauważa, że „Wayne nieustannie przybierał pozę 'Dawida’ Michała Anioła.” Był zniewalający do oglądania.
Oto 10 jego najlepszych filmów, w większości westernów, które zebrane razem pokazują jednak zaskakujący zakres w ograniczonym zakresie.
„Dyliżans” (1939): Przełomowa rola Wayne’a nastąpiła w tym przełomowym westernie Johna Forda, w którym zagrał Ringo Kida. Dostał drugie miejsce (obok Claire Trevor), ale to on jest moralnym i wizualnym centrum filmu, banita z wielkodusznymi ludzkimi odruchami. Pierwsze ujęcie Wayne’a – szybki dolly shot w zbliżeniu, gdy aktor trzyma w ręku karabin – należy do najsłynniejszych w kinie. Najprostsza fabuła służy celowi Forda – studium charakteru i klasy, rozgrywającym się we wnętrzu dyliżansu i na ciasnych stacjach benzynowych. Postać Wayne’a jest typowo lakoniczna, dżentelmeńska, ale nie wypolerowana, silna, nieprzejednana. Jest obrońcą niskich (zaprzyjaźnia się z dziwką Trevora) i mówcą prawdy do nadętych koszul i prigs również w obecności.
„They Were Expendable” (1945): Kolejny obraz Forda, tym razem spokojny, z obsadą zespołową. Śledzi życie jednostki PT boat w II wojnie światowej, ledwie flagowy (to faktycznie o porażce na Filipinach), ale raczej więcej z kawałkiem szlifowania życia załóg, na lądzie i na morzu. Wayne ponownie dostaje drugie miejsce, tym razem za Roberta Montgomery’ego, i daje niedopowiedziany i uroczy występ. Jego mowa pochwalna dla poległego towarzysza, powściągliwa, jest szczególnie skuteczna, podobnie jak komiczna scena, gdy pielęgniarka pyta go o spodnie w szpitalu.
„Red River” (1948): Jeden z rzadkich ról Wayne’a jako złoczyńca (Tom Dunson), kapitan Bligh z epickiej jazdy bydła inscenizowane pamiętnie przez Howarda Hawksa w wielkim outdoorze. Wayne jest ledwie sympatyczne, twardy jak paznokcie Taskmaster gotowy zabić, aby mieć swój sposób, ale jego występ jest porywający, leopard-oko i szczęki zaciskające. Jego partnerami są Montgomery Clift i Walter Brennan, a także okropna Joanne Dru. Film ma swoje głupie momenty, ale nie da się go nie oglądać. Niepokorny krok Wayne’a przez stado bydła na drodze do zabicia Clifta jest ikoniczny.
„Fort Apache” (1948): Fabularyzowana opowieść Forda o bitwie pod Little Big Horn, z Henrym Fondą jako dowódcą martinet (w roli Custera), który nie chce słuchać racji swojego drugiego w kolejności dowódcy, Wayne’a. Aktor świetnie wyważa proporcje między twardością, prawdomównością i nieskutecznością. Film jest pierwszym z słynnej trylogii kawaleryjskiej Forda, która zawierała również „Nosiła żółtą wstążkę” i „Rio Grande”, oba z dobrymi występami Wayne’a.
„The Quiet Man” (1952): Wayne jest tytułowym bohaterem w tym filmie osadzonym w Irlandii, byłym amerykańskim bokserem, który zabił człowieka na ringu. „Pugilista Wayne’a dokonuje jednego z najwolniejszych spaleń w historii kina – lont tli się przez dwie godziny” – pisze krytyk Michael Sragow o filmie, gdy postać Wayne’a stopniowo wciąga się w otaczającą go irlandzką społeczność, do której należy Maureen O’Hara jako jego miłość. Technicolorowe zdjęcia Forda oddają szmaragdową zieleń i małomiasteczkowe życie. Powściągliwość Wayne’a jest doskonała, jak ryba w wodzie.
„Hondo” (1953): Wczesna produkcja własnej firmy Wayne’a, Batjac, „Hondo” był jednym z najbardziej udanych filmów swoich czasów nakręconych w 3D. Jest to dość chudy Western, chociaż, jak samotny człowiek, część Apache (Wayne), pojawia się znikąd na ranczo matki i jej młodego syna w środku terytorium Indian. Są tu echa „Shane’a”, gdyż Wayne i aktorka Geraldine Page, dziwnie, ale skutecznie obsadzeni, stopniowo zakochują się w sobie. Ich zaloty to delikatny i niebezpieczny taniec; Wayne odgrywa te sceny z zaskakującą wrażliwością. Był również w prawdopodobnie najlepszej formie fizycznej w swojej karierze do filmu.
„The Searchers” (1956): Czy „Poszukiwacze”, epicki szerokoekranowy western Johna Forda, to bałagan czy arcydzieło? Myślę, że to jedno i drugie, naprawdę wspaniały film z wieloma wadami. Wszyscy jednak zgadzają się co do tego, że rola Wayne’a jako Ethana Edwardsa jest jego najwspanialszą kreacją. Gra on rasistowskiego weterana Konfederacji, który wyrusza na trwające lata poszukiwania swojej siostrzenicy, porwanej przez Komanczów, którzy zmasakrowali również jej rodziców. Ethan ma niełatwe i nerwowe relacje z każdym w zatłoczonym filmie i zamierza zabić swoją siostrzenicę (graną przez Natalie Wood), kiedy ją znajdzie. To ostra, szorstka gra aktorska – „Co chcesz, żebym zrobił? Narysować ci obrazek?” – trzymana w ryzach przez potężne podteksty wątpliwości.
„Rio Bravo” (1959): Jeden z największych komediowych występów Wayne’a, typowo cichy i lekki na nogach. Gra szeryfa odpowiedzialnego za więźnia, który potężny gang chce się wyrwać. W nawiązaniu do filmu „W samo południe”, w którym Gary Cooper nie mógł liczyć na żadną pomoc ze strony mieszkańców miasteczka, reżyser Howard Hawks każe całej zgrai gwiazd (w tym Deanowi Martinowi jako pijakowi, ładnemu, ostro strzelającemu Ricky’emu Nelsonowi, Walterowi Brennanowi jako staremu, zrzędliwemu kalece i zalotnej Angie Dickinson) ustawić się w kolejce, aby pomóc Wayne’owi, który nie chce tego, ale nie może ich powstrzymać. To jest całkowicie niedorzeczne i tak samo całkowicie zabawne.
„True Grit” (1969): Jako Rooster Cogburn, Wayne zdobył swojego jedynego Oscara. Jego hałaśliwa gra jest odesłaniem do lamusa jego wybitnego wizerunku filmowego; gra starego, zużytego, pozbawionego skrupułów szeryfa, pijanego, z załzawionymi oczami i nie zawsze używającego najlepszego osądu. Aktorstwo jest chamskie i sympatyczne; dobrze się bawi z tym świszczącym staruszkiem. Jego kwestie czyta się melodyjnymi warknięciami. Zły facet: „To śmiała gadka jak na jednookiego grubasa!”. Cogburn: „Fill your hand, you son of a bitch!”
„The Shootist” (1976): W tym, ostatnim filmie Wayne’a, gra on starzejącego się rewolwerowca umierającego na raka, który stara się odejść z godnością. Don Siegel („Brudny Harry”) reżyseruje go z jesiennym uczuciem (również ładnie uchwyconym przez partyturę Elmera Bernsteina), który zdaje się wiedzieć, że jego gwiazda również umiera. Wayne wynajmuje pokój w pensjonacie prowadzonym przez Lauren Bacall, której syn, grany przez Rona Howarda, jest jego idolem. Wayne wypełnia tę rolę z czułością, mądrością i rezygnacją, patrząc prawdzie w twarz bez sentymentalizmu.
Kontakt z pisarzem: 714-796-6811 lub [email protected]
.