Yair Sheleg bada, czy rozdział religii i państwa przejawia się inaczej w Izraelu niż w innych krajach.
Każdy kraj na świecie, włączając w to narody zachodnie, zmaga się na jakimś poziomie z napięciem między religią a państwem. Przypuszczalnie można by oczekiwać, że państwa zachodnie będą wolne od tego dylematu, biorąc pod uwagę, że podstawowym elementem tożsamości i samookreślenia Zachodu jest reżim demokratyczny, który zakłada, że decyzje podejmowane przez większość wyborców (lub ich parlamentarnych przedstawicieli) są ostatecznym czynnikiem decydującym, a nie religijne fiat. Co więcej, zachodnia tożsamość nie zadowala się formalną definicją reżimu demokratycznego, ale opiera się również na definicji skoncentrowanej na wartościach, humanistycznej i liberalnej, która stwierdza, że decyzje większości, jeśli mają być zaakceptowane, muszą przejść test podstawowych praw człowieka. Mówiąc inaczej, te dyktaty religijne, które naruszają podstawowe prawa człowieka, powinny zostać unieważnione, nawet jeśli większość społeczeństwa (lub jego przedstawiciele) je popiera.
Wydaje się jednak, że nawet kamienie węgielne zachodniej tożsamości nie mogą przeważyć nad pierwotnymi elementami ludzkiej tożsamości, z których jednym jest napięcie między religią a państwem. Jest to napięcie racji społecznych i etyki ludzkiej, zestawiające potrzebę pradawnej tradycji z lękiem przed nieznanym w naszym niestabilnym świecie, a także pragnieniem zakotwiczenia w stanie niepewności. Bo czymże jest wiara w zasadę demokracji, jeśli nie wiarą w racjonalny porządek społeczny, który chroni społeczeństwo przed chaosem (nie chodzi o to, że w ramach procesu demokratycznego podejmowane są słuszne decyzje, ale o to, że jest to jedyny sposób na uniknięcie ciągłych starć między ludźmi o odmiennych poglądach). A co odzwierciedla światopogląd humanistyczno-liberalny? Wiarę w podstawowy system etyczny i w ludzką potrzebę unikania naruszania podstawowych praw innych ludzi. Są to wartości szlachetne; dlatego też mają dużą wagę w napięciu między religią a państwem. Ale druga strona medalu, mianowicie religia, również odzwierciedla wartości o wielkim znaczeniu: potrzebę śmiertelnego człowieka, by czuć, że jest częścią długiego łańcucha starożytnych tradycji, oraz potrzebę człowieka – nieustannie stojącego w obliczu niestabilnego świata, w którym to, co niepewne, przeważa nad tym, co pewne – poczucia bezpieczeństwa, które mówi mu: Jeśli tylko zrobisz to i to, będziesz miał zapewnione korzystne przeznaczenie, jeśli nie na tym świecie, to przynajmniej w przyszłym. Tego bezpieczeństwa, tej kotwicy, dostarcza religia.
Tak więc, obie strony medalu odzwierciedlają podstawowe potrzeby ludzkiej duszy, i z tego powodu napięcie między nimi jest obecne również w społeczeństwie zachodnim, gdzie podstawy jego tożsamości pozornie stawiają państwo i jego demokratyczną formę rządów ponad religią. Nawet w społeczeństwach zachodnich o długiej tradycji jest wystarczająco dużo jednostek, dla których wiara religijna i kotwica, jaką zapewnia, są na tyle ważne, że próbują kwestionować wartości państwa liberalno-demokratycznego, przynajmniej w pewnych obszarach. Dowodem na to jest fakt, że również w Stanach Zjednoczonych, które umieściły rozdział kościoła od państwa w centrum swojej tożsamości i konstytucji, sam wzrost liczby odwołań do sądów w sprawach religijnych (aborcja; publiczny status Biblii, w szczególności Dziesięciu Przykazań; nauka o ewolucji w przeciwieństwie do kreacjonizmu) wskazuje na ciągłe próby zatarcia tego wyraźnego rozdziału. Sądy mogą odrzucić zdecydowaną większość tych odwołań w imię Konstytucji, ale w przypadku, gdy niezadowoleni przedstawiciele skrzydła religijnego są wystarczająco zdeterminowani lub gorliwi w swoich przekonaniach religijnych, znajdą sposób na ominięcie wyroków, na przykład zabijając lekarzy dokonujących aborcji. Również Francja, która ponad 100 lat temu ustanowiła ścisły rozdział kościoła od państwa, ostatnio stanęła w obliczu prób podważenia tego stanowiska poprzez debatę nad wprowadzeniem symboli religijnych (welony, gwiazdy Dawida) do systemu szkół publicznych.
Jeśli taki jest stan rzeczy w całym świecie zachodnim, to w Izraelu tym bardziej. Od momentu powstania, Izrael wydaje się doświadczać ostrzejszego poziomu napięcia między religią a państwem niż jakikolwiek inny zachodni naród. Jest kilka powodów takiego stanu rzeczy, z których wszystkie są ze sobą powiązane:
Po pierwsze, fakt, że w Izraelu nie ma konstytucji jakiegokolwiek rodzaju, która oddziela religię od państwa, jak to jest w zwyczaju w wielu krajach zachodnich. Ale sam brak konstytucji wynika przede wszystkim z dominacji środowisk religijnych i tradycyjnych, które są przeciwne takiemu rozdziałowi. Powód: Przez 2300 lat, od zarania okresu Drugiej Świątyni (koniec VI w. p.n.e.) do okresu nowożytnego Oświecenia (koniec XVIII w.), pojawiła się kongruencja między żydowską tożsamością narodową jako taką a żydowską tożsamością religijną. Innymi słowy, tylko ci, którzy przestrzegali żydowskich przykazań religijnych, mogli być uważani za członków narodu żydowskiego. Należy podkreślić, że taka zgodność nie istniała w czasach Pierwszej Świątyni. Jak świadczy sama Biblia, większość królów tego okresu była czcicielami bałwanów, co najwyraźniej dotyczyło również większości ich poddanych. Nie przeszkadzało to jednak, by uważano ich za członków i królów ludu Izraela. Nawet Talmud chwali Achaba z perspektywy narodowej jako kogoś, kto zbudował wiele miast w Izraelu, chociaż był on jednym z największych propagatorów kultu bałwanów.
Również w ciągu ostatnich 200 lat jesteśmy świadkami przynajmniej częściowego oddzielenia żydowskiej tożsamości narodowej od religijnej: Osoby, które porzuciły żydowskie obserwacje religijne, nawet całkowici ateiści, postrzegają siebie – i są postrzegani przez innych – jako Żydzi. Ale kongruencja, która trwała 2300 lat, nadal wywiera pewien wpływ, ponieważ dała początek dużej liczbie Żydów (ortodoksyjnych, tradycyjnych, a nawet niektórym świeckim), którzy są przekonani, że państwo żydowskie nie ma prawa istnieć, jeśli nie odzwierciedla żydowskiej tożsamości religijnej, innymi słowy, że obowiązkiem Izraela jest ucieleśnienie tożsamości religijnej, a na pewno nie utrudnianie jej.
Co więcej, większość państw zachodnich narodziła się w czasie rewolucji renesansu, która ustanowiła prymat człowieka i humanizmu (a później także państwa, jako formy rządów, których celem jest służenie człowiekowi i jego wartościom) nad religią. Elita humanistyczna w tych państwach była co najmniej na tyle potężna, że mogła kształtować mechanizmy rządzenia w duchu własnych przekonań. W przypadku narodu żydowskiego podobny proces nie miał jednak miejsca. Co prawda, wyłoniła się świecko-humanistyczna elita, która również opowiadała się za pierwszeństwem człowieka przed religią. Jednak pomimo tego, że ortodoksi stanowią dziś mniejszość narodu żydowskiego, ruch syjonistyczny od samego początku opierał się na nich jako partnerach, nie pozostawiając sobie miejsca na dyktowanie świeckiego kanonu (za to zmuszając do kompromisów z religijnymi). Jeśli istniała jeszcze szansa, by taka doktryna mogła nadać kierunek państwu, to dzięki przewadze świeckich Żydów w społeczności aszkenazyjskiej (tych Żydów, którzy przybyli z państw chrześcijańskich), nadeszła masowa alija z ziem islamskich, przynosząc ze sobą ogromną społeczność tradycyjnie myślących Żydów, którzy, nawet jeśli nie zawsze przestrzegali mitzvot (nakazów religijnych), nigdy nie wyobrażali sobie zerwania więzów między żydowską tożsamością a religią.
Z tej perspektywy, społeczeństwo izraelskie, pomimo swojej formalnej zachodniej tożsamości, jest bardziej porównywalne do społeczeństw arabskich i muzułmańskich, w których również istnieje podstawowe założenie, że religia i państwo nie mogą być rozdzielone, i gdzie świeccy władcy, którzy nie są chętni do ustanowienia teokracji, rozumieją, że muszą przynajmniej składać gołosłowne deklaracje wobec religii, przyjmować tradycyjne zachowania, przynajmniej publicznie, i z pewnością nie występować przeciwko religii. W Izraelu (dzięki Bogu) nie osiągnęliśmy jeszcze punktu, w którym istnieje szerokie zagrożenie przemocą przeciwko demokratycznej formie rządu, jak to ma miejsce w krajach islamskich. Ale zaszliśmy już co najmniej tak daleko, jak w przypadku lokalnych gróźb tego rodzaju (przede wszystkim zabójstwo Icchaka Rabina), jak również gróźb zadania ciosu instytucji, która bardziej niż cokolwiek innego odzwierciedla wartości liberalno-humanistyczne: Sądowi Najwyższemu – nie przy użyciu środków przemocy, ale, co zaskakujące, w imię demokracji (to znaczy w imię większości społeczeństwa izraelskiego, co według tych kręgów – a mogą mieć rację – oznacza tradycyjnie myślącą opinię publiczną).
Każda osoba publiczna w Izraelu – polityk, dziennikarz, intelektualista, sędzia, itd. – która chce poważnie zająć się kwestią religii i państwa w Izraelu, musi uznać ten podstawowy fakt. Każda próba zignorowania go i dogmatycznego przyjęcia „klasycznego” zachodniego modelu (rozdziału kościoła od państwa) może narazić państwo i jego demokratyczny reżim na niebezpieczeństwo nie mniejsze niż poddanie się sztandarowym przedstawicielom religii. Paradoksalnie, właśnie po to, aby państwo mogło ostatecznie cieszyć się supremacją nad religią i móc odrzucić żądania religii, gdy jej wartości wyrządzają nieakceptowalną szkodę wartościom demokratycznym, państwo musi starać się objąć religię, przyznać jej honorowe miejsce i być na tyle tolerancyjne, aby nadać wagę jej wartościom nawet w niektórych przypadkach, gdy są one sprzeczne z wartościami demokratycznymi – oczywiście w stopniu możliwym do zaakceptowania (na przykład decyzja, że instytucje publiczne będą podawać tylko koszerne jedzenie, co narusza wolność osobistą tych, którzy muszą polegać na tych instytucjach).
W praktyce przekłada się to na unikanie przekraczania granic w relacjach między religią a państwem. Innymi słowy, nie powinniśmy próbować narzucać „klasycznego zachodniego” podejścia, które przyznaje religii legitymizację wyłącznie w sferze prywatnej i unieważnia jej prawo do konfrontacji z wartościami liberalno-demokratycznymi; zamiast tego powinniśmy uznać status religii również w sferze publicznej, uznając konieczność zachowania równowagi między jej wartościami i żądaniami z jednej strony, a wartościami liberalno-demokratycznymi z drugiej. Musimy w każdym przypadku zbadać, który zestaw wartości doznaje większego naruszenia; a w przypadkach, w których wartości religijne i tradycyjne mogą doznać większego uszczerbku, należy przyznać im pierwszeństwo. Takie podejście, na przykład, leży u podstaw kompromisowej propozycji, która jest sporadycznie podnoszona w Izraelu w odniesieniu do publicznego charakteru żydowskiego szabatu, a mianowicie zakazu angażowania się w handel połączonego z zezwoleniem na funkcjonowanie miejsc kultury, rozrywki i wypoczynku jako wyrazu świeckiej koncepcji duchowego dnia odpoczynku. Na pierwszy rzut oka w takiej propozycji nie ma spójnej ideologicznej logiki: z punktu widzenia tych, którzy stoją na straży Halakhah (religijnego prawa żydowskiego), nawet otwarcie instytucji kulturalnych jest problematyczne; a z perspektywy świeckiej opinii publicznej, nawet zamknięcie sklepów jest uważane za antyliberalny „przymus religijny”. Ale właśnie dlatego, że jest niespójna, propozycja ta wyraża właściwą równowagę między światopoglądami różnych obozów i różnymi wartościami, które one odzwierciedlają.
Dlaczego w przypadku Izraela logiczne jest wykuwanie równowagi między tymi przeciwstawnymi punktami widzenia, podczas gdy w innych krajach zachodnich rozdział kościoła od państwa (a w praktyce supremacja państwa nad religią) jest egzekwowany? Po pierwsze, moim skromnym zdaniem, być może należałoby stworzyć pewną równowagę także w innych państwach zachodnich i pozwolić osobom religijnym na wyrażanie swojego świata także w sferze publicznej, przynajmniej w sposób, który nie naruszałby podstawowych praw człowieka. Po drugie, w kilku krajach europejskich, pomimo formalnego rozdziału, flaga państwowa zawiera również symbol krzyża (np. Anglia, Szwajcaria, Dania i inne); innymi słowy, przynajmniej na poziomie symbolicznym, nie istnieje absolutny rozdział kościoła od państwa, a żydowscy lub muzułmańscy obywatele tych państw są zmuszeni do identyfikowania się (przynajmniej formalnie) z flagą, która reprezentuje religię, która nie jest ich własną (przynajmniej w przypadku Żydów symbol krzyża przywołuje również traumatyczne wspomnienia). Ponadto w Europie są kraje, w których prawo państwowe nakazuje zamknięcie większości przedsiębiorstw handlowych właśnie w niedzielę, jako religijny dzień odpoczynku.
I co najważniejsze: Istnieje powód, aby odróżnić Izrael od innych państw zachodnich w tej kwestii, ponieważ tożsamość żydowska jest rzeczywiście wyraźnie różna od tożsamości narodowej tych krajów. Około 2300 lat całkowitej zgodności między żydowską tożsamością religijną i narodową – przez większość których Żydzi byli rozproszeni wśród różnych ziem i języków, co oznacza, że komponent religijny był jedynym wspólnym mianownikiem – w rzeczywistości stworzyło symbiozę między tymi tożsamościami również z perspektywy świeckiej. Dowodem na to jest fakt, że współczesny Francuz może być Żydem lub muzułmaninem, a nie tylko chrześcijaninem, ale dzisiejszy Żyd – nawet świecki Żyd – nie może być ani chrześcijaninem, ani muzułmaninem. Nawet Sąd Najwyższy Izraela, opierając swój werdykt na świeckim prawie cywilnym, doszedł do takiego wniosku, gdy odrzucił roszczenie do żydowskiej tożsamości Daniela Rufeisena, Żyda, który przeszedł na chrześcijaństwo w następstwie Holokaustu – pomimo faktu, że zgodnie z Halakhą, był on w rzeczywistości nadal uważany za Żyda.
Ten formalny werdykt odzwierciedla jedynie głębsze kulturowe rozróżnienie – centralną rolę religii w kulturze żydowskiej, a w konsekwencji w tożsamości narodowej. Kultura francuska opiera się przede wszystkim na elementach narodowych – wspólnym języku, terytorium i historii. Natomiast naród żydowski, w przeważającej części, nie posiadał wspólnego języka, wspólnego terytorium, a w rezultacie wspólnej historii. Jedynym wspólnym mianownikiem były przykazania religijne; dlatego nawet dziś nie można odrzucić religii na bok i powiedzieć, że w każdej sytuacji wartości liberalne będą miały większą wagę niż religijne. Podobnie, choć żydowski szabat wywodzi się z przykazania religijnego, stał się on integralną częścią żydowskiej tożsamości narodowej i jako taki musi znaleźć dla siebie publiczną rolę również w nowoczesnym, świeckim państwie żydowskim (a nie tylko w prywatnych domach tych, którzy chcą go przestrzegać). Jak stwierdził Ahad Ha’am (Asher Ginsberg), świecki myśliciel żydowski, „Bardziej niż Żydzi zachowywali szabat, szabat zachowywał Żydów”, to znaczy, umożliwił Żydom zachowanie unikalnej tożsamości przez tysiące lat, w których żyli jako mniejszość wśród innych narodów.
Precyzyjna droga do równowagi między wartościami religijnymi i tradycyjnymi z jednej strony, a liberalnymi wartościami humanistycznymi z drugiej, musi zostać określona w drodze negocjacji między przedstawicielami różnych obozów. W rzeczywistości, główny problem między obozami nie polega na tym, że istnieje bezpośrednie zderzenie biegunowych przeciwieństw, ponieważ większość religijnych izraelskich Żydów jest zainteresowana demokratycznymi wartościami humanistycznymi, a większość świeckich izraelskich Żydów pragnie dalszego istnienia tradycyjnych wartości. Problem polega na tym, że za każdym razem, gdy wybucha lokalny konflikt, obie strony mają tendencję do zajmowania dogmatycznego stanowiska, które na pierwszy rzut oka jest całkowicie sprzeczne z poglądami drugiej strony, w oparciu o argument „śliskiego zbocza”: Jeśli tym razem ustąpię, nawet jeśli dana kwestia nie jest dla mnie kluczowa, wzmocni to drugą stronę i wciągnie mnie w przyszłe ustępstwa, na które nie jestem gotowy.
Z tego powodu konieczne jest przyjęcie modelu przymierza, czyli szeroko zakrojonego porozumienia, które jednocześnie formalizuje większość kontrowersyjnych kwestii. W ten sposób obie strony mogą mieć poczucie, że nie stworzyły niebezpiecznego precedensu na przyszłość poprzez ustępstwa, ale że każda z nich otrzymała coś w innych dziedzinach w zamian za swoje ustępstwa. Tego typu przymierze jest nieodłączną częścią projektów konstytucji proponowanych w ostatnich latach w Izraelu.