Co miesiąc w The Spool wybieramy twórcę filmowego, którego chcemy zbadać dogłębniej – jego tematy, głębsze troski, sposób, w jaki jego dzieła wyznaczają historię kina i biografię samego filmowca. 40 lat po tym, jak Camp Crystal Lake pojawił się na srebrnym ekranie, spoglądamy wstecz na Piątek 13-go i na to, jak ta odwieczna seria slasherów zmieniała się na przestrzeni lat. Resztę naszych piątkowych relacji przeczytasz tutaj.
W 2009 roku tylko Piątek 13-go był na tyle odważny, by definitywnie pokazać, dlaczego marihuana została nazwana narkotykiem-bramą. Brama do bycia brutalnie zamordowanym przez Jasona Voorheesa, konkretnie.
Oczywiście, firma producencka Michaela Baya, Platinum Dunes, nie zamontowała rebootu tylko po to, aby stworzyć Reefer Madness na miarę XXI wieku. W ’09, 13 franczyza leżał uśpiony po wcześniejszych 3 raty wziął Jason do piekła, przestrzeni i Elm Street, odpowiednio. Seria, według większości miar, była na wyczerpaniu.
Jednakże hollywoodzka logika podpowiadała, że sam pomysł pozostał potężny. Reboot, jak twierdzono, pozwoli odzyskać starą magię i ożywić dobre kości koncepcji Piątku 13-tego. A żeby to zrobić, należałoby cofnąć się do początku. Tak jakby.
Jak napisy początkowe się kręcą, film zabiera nas z powrotem do kulminacyjnych wydarzeń z oryginalnego Piątku trzynastego. Oznaczone przez ulewny deszcz, szereg nietypowych kątów kamery, i powtarzające się twarde cięcia do czerni, jesteśmy świadkami Pamela Voorhees (Nana Visitor) – mama Jasona – upadek po morderczym szale w imieniu jej może-utopiony, może-nie syn. Wykorzystanie niemal monochromatycznej palety barw, oszczędna oprawa dźwiękowa oraz użycie czerni do zmiany tempa akcji sprawia, że sekwencja ta jest uderzającym otwarciem. Niestety, jest to najbardziej stylistyczna scena filmu. Przez resztę 97-minutowego czasu trwania, „Piątek 13-go” z 2009 roku nie zbliży się do tego poziomu zabawy.
Po retrospekcji dołączamy do grupy backpackersów: hiper odpowiedzialnej Whitney (Amanda Righetti), jej wyrozumiałego chłopaka Mike’a (Nick Mennell), intensywnie napalonej pary Amandy (America Olivo) i Richiego (Ben Feldman) oraz entuzjasty piątego koła/GPS Wade’a (Jonathan Sadowski). To wciąż nie są nasi główni bohaterowie.
W końcu film dociera do naszej głównej grupy ofiar w wieku studenckim. Ta kolekcja entuzjastów Spring Break przybyli do Jason’s neck of the woods, aby skorzystać z bogatego jerk Trent (Travis Van Winkle) rodziców Crystal Lake-side domu wakacyjnego. Po tym wszystkim, po prostu nie ma lepszego miejsca, aby cieszyć się pływanie, narty wodne, i coraz opaleniznę w bikini niż New Jersey w połowie marca.
Jason (Derek Mears) sprawia, że szybka praca z nich po odważą się pożądać jego cush. Dobrze przeczytaliście – Jason z 2009 roku? To hodowca trawki, który absolutnie nie przejmuje się tym, że ktoś dotyka jego diabelskiej sałaty klasy A.
Dalej na przejażdżkę są dziewczyna Trenta, słodka Jenna (Danielle Panabaker); Nolan (Ryan Hansen, będąc prawdziwym typem Ryana Hansena); Chelsea (Willa Ford); Bree (Julianna Guill) i comic relief figury Chewie (Aaron Woo) i Lawrence (Arlen Escarpeta). Na ich drodze, również spotkać Whitney brata Clay (Jared Padalecki), szukając jego brakujące rodzeństwo. Clay, dołączony przez Jennę, powtarza błąd tej siostry przyjaciół: potykając się na Jason domu i ogrodzie. Much murdering ensues.
Jeśli miesiąc-długie głębokie nurkowanie w 13 franczyzy ujawnia coś, to jest to, że istnieje szeroki zakres jakości możliwe w serii „jedna zła noc na kempingu” pułapek. Są filmy głupie, straszne i po prostu kiepskie. Piątkowi z 2009 roku udaje się jakoś niezręcznie egzystować w przestrzeniach pomiędzy tymi kategoriami.
Szczerze mówiąc, największą przeszkodą dla sukcesu remake’u jest to, że jest on zbyt samoświadomy, co często (i paradoksalnie) prowadzi do samozadowolenia. Kiedy tego nie robi, wydaje się, że za bardzo stara się osiągnąć poziom postmodernistycznej głupoty. Aktorzy tacy jak Hansen i Woo z pewnością grają w tej głupocie, ale scenariusz Damiana Shannona i Marka Swifta nic im nie daje. Żarty były nieświeże na stronie i żadna ilość talentu nie okazuje się w stanie sprzedać ich, gdy są wypowiadane na głos.
Po przerażającej stronie rzeczy, po tym jak reżyser Marcus Nispel wydala cały swój styl w sekwencji napisów początkowych, wydaje się, że ma tylko nijakie kadrowanie i wybór kąta do zaoferowania. Film trwa już ponad pół godziny, zanim w końcu poznajemy bohaterów, na których powinno nam zależeć i którym powinniśmy kibicować. W tym czasie nasze zainteresowanie już opadło, a poczucie strasznego wyczekiwania się ulotniło. Nie pomaga fakt, że scenariuszowi nigdy nie udaje się uczynić postaci na tyle głębokimi, by się nimi przejąć, ani na tyle nieprzyjemnymi, by cieszyć się z ich upadku.
Jason jest tu również pewnym problemem. Mears tworzy zastraszającą postać – jest szybszym, bardziej zdziczałym Jasonem, będącym bezpośrednim kontrastem dla zdrewniałej i niemal pozbawionej emocji interpretacji maszyny do zabijania w wykonaniu Kane’a Hoddera. Mimo to, Mears jest ograniczony przez Jasona bez wyraźnych parametrów. Czasami Jason jest przebiegły – zabija moc przed wtargnięciem do domu, zastawia pułapki i po cichu dusi ofiarę, aby nikt inny go nie wykrył. W innych, wydaje się bardziej jak dziecko – łatwo się myli, ma obsesję na punkcie swojej matki, i skłonność do gwałtownego niechlujstwa.
W wielu aspektach, Piątek 13-go reboot jest jak ósmy rok reality show. Szok związany z nowym przeminął, a szaleństwo związane z próbą ponownego uchwycenia zitgeistu zostało porzucone. Wszystko, co pozostało, to produkt zbyt świadomy swoich oczekiwań, aby zaskoczyć, i zbyt bojący się głupich przeszłych ekscesów, aby zachwycić.
Friday the 13th Reboot Trailer:
Więcej o