Jednym z największych pytań, nad którym często się zastanawiam, jest „skąd wiesz?”. I skąd wiesz, czy rzeczywiście wiesz, czy jest to coś, co wymyśliłeś we własnym umyśle jako prawdę. Nie mam tutaj odpowiedzi i nie zamierzam mówić niczego szczególnie głębokiego. Jestem tu po prostu, rozmawiając z samym sobą, pisząc na tej stronie.
Jedną z głównych ludzkich potrzeb, która wydaje się oczywista w moim doświadczeniu jest ta: potrzeba posiadania racji. Racji w czym dokładnie? W tym, co zawsze uważałeś za słuszne. Racja co do twojego poglądu na świat. Racji co do tego, co wiesz, że jest prawdą. Potwierdzamy tę potrzebę, rozglądając się wokół siebie i znajdując rzeczy, które wyglądają spójnie z tym, co już wiemy. Chcemy, aby to, co uważaliśmy za prawdę, pozostało prawdą. Z jakiegoś powodu, kiedy znajdujemy coś, co potwierdza to, co już wiemy, że jest prawdą, daje nam to poczucie ulgi. Myślę, że być może nie tyle chodzi tu o potrzebę posiadania racji, co o potrzebę bycia spójnym z tym, co wydaje nam się, że już wiemy. W końcu, gdyby to się zmieniło, co stałoby się z całą naszą rzeczywistością?
A co jeśli naprawdę chcesz poznać prawdę? Nie tylko to, co myślisz, że jest prawdą, ale rzeczywistą prawdę? Odkryłem, że aby naprawdę nauczyć się jakiejś rzeczy, lub nawet ją zbadać, musisz najpierw „oduczyć się” tego, co myślisz, że już o niej wiesz. Jeśli wchodzisz w coś z już gotowymi wnioskami, nie ma miejsca dla czegoś nowego, co może wejść, ani dla żadnego wglądu, który mógłby się ujawnić.
Więc musicie być uczciwi wobec siebie – kiedy mówicie, że szukacie prawdy, czy naprawdę szukacie „prawdy”, nawet jeśli burzy ona cały wasz fundament tego, co „wiecie”? Czy też szukasz rzeczy, które są zgodne z tym, co wiesz, że jest prawdą? A co, jeśli znajdziesz coś, co jest dokładnym przeciwieństwem tego, co wiesz, że jest prawdą? Czy potrafisz sobie z tym poradzić? Czy masz dojrzałość, aby to zrobić?
Nie mówię tego na piedestale w jakikolwiek sposób. W rzeczywistości, mówię to do siebie tak samo jak każdy. Co ja tak naprawdę mogę wiedzieć? I co ważniejsze, nawet jeśli nie mogę wiedzieć na pewno, czy jestem wystarczająco dojrzały, aby pogodzić się z niewiedzą? Czy doprowadzi mnie to do szaleństwa? Czy jestem tak bardzo uzależniona od tego, by trzymać się tego, co wydaje mi się, że wiem, że jeśli nie będę wiedziała czegoś zbyt długo, to w końcu napiszę historię w sposób, który zakończy niewiedzę i zawinie ją w ładną kokardkę?
Wielu mądrych ludzi przez pokolenia mówiło, żeby „być jak małe dzieci”. Co to znaczy? Ja interpretuję to w ten sposób: małe dzieci uczą się. Uczą się PRAWDZIWIE. Nie udają, że już znają odpowiedź. Mają poczucie ciekawości w stosunku do rzeczy, której się uczą. Są całkowicie otwarte na odpowiedź. Cokolwiek to jest.
Gdzie „nauczyliśmy się” nie mieć tej ciekawości? Gdzie „nauczyliśmy się”, że MUSIMY mieć solidne podstawy, aby funkcjonować? Doszedłem do następującego wniosku: jedną z najcenniejszych rzeczy, jakie mogę posiadać, jest bycie w stanie niewiedzy i bycie całkowicie „w porządku” w tym samym czasie. W końcu to właśnie tam naprawdę znajdujemy prawdę.
Kiedy już „wiesz” coś, wszystko wokół jest zakończone. Czego można się jeszcze nauczyć? Jakiekolwiek badanie tego jest stratą czasu. Po co studiować coś, co już znasz? Ale aby naprawdę zrozumieć coś głębiej, musicie zawiesić wiedzę. Zawiesić osąd. Zawiesić wyciąganie wniosków. Zamiast tego, pozwól sobie na zabawę z tym. Bądź ciekawy. Bądź otwarty. W końcu nie możesz naprawdę dogłębnie zrozumieć jakiejś rzeczy, jeśli nie pozwolisz sobie na bycie w przestrzeni całkowitej niewiedzy w tym procesie. Pozwól, by niewiedza prowadziła cię do wiedzy.