Jak powiedział kiedyś jeden z najsłynniejszych bojowników wojny nieregularnej: „Hokejowe religie i starożytna broń nie mogą się równać z dobrym blasterem u twego boku, dzieciaku”. W naszym przypadku, „hokejowe religie” mogą odnosić się do niezliczonych koncepcji, doktryn i pojęć, które pojawiły się od 2001 roku, aby spróbować opisać typ działań wojennych, które charakteryzują konflikt w Iraku i Afganistanie. Pundits, zarówno wojskowi, jak i cywile, poświęcili niezliczone godziny komentarzy, próbując opisać, jak wygląda „insurgencja” i czym różni się od „rebelii”, „powstania” czy „wojny partyzanckiej”. Do tej pory wydruki z książek i blogów na ten temat mogłyby skarlić mały księżyc. Albo stację kosmiczną.
Pomysł wojny asymetrycznej jest teraz jak najbardziej na czasie, co mnie siłą rzeczy denerwuje, jako że mentalnie jestem 80-letnim staruszkiem, który lubi czerpać radość ze wszystkiego. Mając to na uwadze, pozwólcie, że przedstawię wam główny problem ze wszystkimi rozważaniami na temat tego, co teraz nazywam „wojną asymetryczną”, i zgadnijcie co: jest to slajd w PowerPoincie. Proste wyszukanie w Google hasła „asymmetric warfare” przyniesie zdjęcia amerykańskich żołnierzy w Iraku i Afganistanie oraz mnóstwo wykresów i slajdów próbujących pokazać, dlaczego tam są (podziwiajcie moje śmiałe użycie homonimów, proszę). Wziąłem jeden z nich na chybił trafił, z witryny defenceandstrategy dot eu.
Powyższy slajd ilustruje powszechne błędne przekonanie: że ludność, wojsko i rząd to niezależne sfery, które nie są ze sobą powiązane. Patrząc na historię działań wojennych, skupiska ludności, ośrodki rządowe i armie zawsze były celami wojskowymi, lub, jak powiedziałby Clausewitz, „środkami ciężkości”. Napoleon lubił celować w armie i niszczyć zdolność przeciwnika do stawiania oporu. Jednak ugryzło go to w tyłek, gdy przesadził z ilością wojska i pozwolił hiszpańskim partyzantom siać święte spustoszenie w swoich garnizonach w Hiszpanii. Uważał również, że zajęcie obiektów rządowych, takich jak stolice (Moskwa, Berlin) jest ważnym posunięciem. Można spojrzeć na wojnę secesyjną i zobaczyć Granta celującego w Armię Północnej Wirginii Lee i Marsz Shermana do Morza jako przykłady „wojny totalnej”. W tym przypadku wojna totalna oznacza zaangażowanie wszystkich aspektów społeczeństwa przeciwnika. Podczas II wojny światowej zarówno państwa Osi, jak i Alianci prowadzili działania wojenne, które zrównywały z ziemią miasta i miasteczka, pokazując, że zniszczenie armii przeciwnika było ważniejsze niż zachowanie dobrej woli ludności. Historia ma wiele przykładów na to, jak wszystkie aspekty społeczeństwa mogą być zaangażowane w wojnę i jak wzajemnie się wspierają, a nie wykluczają.
Innym powszechnym błędem jest mylenie taktyki ze strategią. Jak @Amphibionus błyskotliwie ranted o innym dniu na Twitterze (i równie błyskotliwie storified przez @AthertonKD tutaj), młodzi oficerowie w dzisiejszym wojsku amerykańskim są uczeni taktyki z wyłączeniem wszystkiego innego. Objaw ten można dostrzec w amerykańskiej obsesji na punkcie wszystkich rzeczy związanych z Siłami Operacji Specjalnych, w nadrzędnym dążeniu do uzbrajania i szkolenia grup rebeliantów jako nowej „miękkiej siły” oraz (teraz doprowadzę do szału wszystkich czytelników Air Force) w przytłaczającej desperacji, z jaką decydenci wierzą, że siły powietrzne mogą same wygrywać konflikty. Ludzie skupiają się na tym, jak Al Kaida, Talibowie i ISIS/ISIL/IS/RIGHTBASTARDS używają zamachowców samobójców, improwizowanych ładunków wybuchowych i wykorzystują ludność do uzyskania wsparcia. To wszystko są taktyki. Ludzie widzą te wskaźniki, widzą bojowników bez mundurów lub „przynależności państwowej” i krzyczą „Irregular/Asymmetric/Insurgent Warfare!”
Co więc czyni działania wojenne, um, regularnymi? Cóż, historycznie rzecz biorąc, armie walczyły na szerokich frontach operacyjnych, starając się zniszczyć wolę oporu przeciwnika. Angażują się w bitwy, które rozciągają się od lokalnych potyczek mających na celu sprawdzenie siły wroga, po bijatyki ciągnące się kilometrami, trwające od kilku dni do kilku tygodni (na myśl przychodzi I wojna światowa). Te armie zależą od obfitych linii zaopatrzenia lub przetrwać z ziemi przez ograniczony czas. Armie i rządy zależą od wsparcia ludności w zakresie pieniędzy, broni i sprzętu. Armie zazwyczaj mają jakiś rodzaj munduru, mają sztywną i jasną strukturę dowodzenia, i są podzielone na formacje do użytku taktycznego i operacyjnego.
Teraz ja, będąc kontrowersyjnym typem faceta, argumentowałbym, że AQ, TB i ISIS/ISIL/IS/RIGHTBASTARDS mieszczą się w tej definicji, chociaż na początku może się tak nie wydawać. Walczą na szerokich frontach, starając się przejąć geograficzny i ludzki teren (tak, COINistas mnie w tym utwierdzili). Ich strategiczne i operacyjne sposoby i środki są bardzo podobne do tego, co nazwalibyśmy regularną wojną: zajęcie terytorium, ustanowienie linii zaopatrzenia i angażowanie się w public relations w celu umocnienia zdobytego terytorium. Nie, nie noszą mundurów jako takich i mają tendencję do ukrywania się wśród ludności. Ale Niemcy stosowali tę samą taktykę podczas II wojny światowej, co doprowadziło do zniszczenia niezliczonych miast i wsi przez aliancką artylerię i samoloty. Powiedziałbym, że działania wojenne się nie zmieniły, ale zmieniły się nasze poglądy na to, co jest dopuszczalne. Niszczenie skupisk ludności było nieodłącznym elementem wojny. Większość europejskich miast i miasteczek, a także niektóre amerykańskie (moje miasto zostało spalone trzy razy podczas wojen kolonialnych i rewolucji) były niszczone lub plądrowane kilka razy. Żniwo śmierci ludności cywilnej na przestrzeni dziejów jest historią nie do opowiedzenia, ponieważ po prostu nie wiemy, jak źle było naprawdę. Zapisy ulegają zniszczeniu, starsi giną w walkach, a całe historie znikają. Ludność cywilna została zbombardowana (II Wojna Światowa), zmasakrowana (Wojna Trzydziestoletnia), i wyludniona (Akadyjczycy w Wojnie Siedmioletniej), a to tylko kilka przykładów.
Należy pamiętać, że nie popieram zabijania cywilów jako sposobu prowadzenia wojny: jedynie wskazuję, że było to normą w działaniach wojennych od zarania dziejów. Jako kultura rozwinęliśmy się bardziej od lat 40. Śmierć jest dla nas nie do przyjęcia, czy to w wojsku, czy w cywilu. W rzeczywistości, zbyt wiele śmierci może całkowicie zatrzymać wojny, ponieważ koszty ludzkie są postrzegane jako przewyższające korzyści z prowadzenia wojny.
Więc, do wszystkich punditów, twierdzę, że nie widzicie wzrostu nieregularnej wojny jako normy XXI wieku: widzicie prawdziwą wojnę poboczną. To jest naprawdę straszne. Thomas Hobbes, patrząc na okrucieństwa angielskiej wojny domowej, stwierdził, że życie bez cywilizowanego rządu „jest samotne, biedne, paskudne, brutalne i krótkie”. Wojna sama w sobie zapewnia, że tak jest. Stosowanie przemocy, czy to w ramach „akcji policyjnej”, czy „kontrreformacji” nie może tego ukryć. Czy jest ona czasem konieczna? Tak. Czy to sprawia, że to, co dzieje się z braćmi, synami, córkami, ojcami i matkami jest mniej straszne? Nie. Ale nazywajmy rzeczy po imieniu, a nie dezorientujmy wszystkich kolejnymi slajdami w PowerPoint.