„Jestem prawie pewien, że to mam.”
Zacząłem tak mówić kolegom i studentom około 9 marca 2020 roku. Miałem dziwny, gorący ból w płucach. Miał kształt podkowy – biegł w dół po zewnętrznej stronie i wzdłuż dna moich płuc. Mogłam dobrze oddychać. Nadal byłem w stanie wygłosić dwugodzinny wykład, jeździć na rowerze, rozmawiać z ludźmi na spotkaniach, chodzić do supermarketu; ale pod koniec dnia byłem trochę bardziej zmęczony. Z drugiej strony, pomyślałem sobie, że o tej porze roku zawsze jestem zmęczony. Zima kończyła się w Holandii, gdzie mieszkam, a ja byłam prawie w połowie drogi przez to, co jest najbardziej pracowitym okresem mojego roku pracy na uniwersytecie.
Jestem 43-letnią kobietą bez wcześniej istniejących warunków zdrowotnych. Piszę ten esej, ponieważ żaden z moich australijskich przyjaciół i rodziny nie zna nikogo innego, kto miał koronawirusa. Tak długo zajęło mi uzyskanie konsekwentnej pomocy medycznej, ponieważ zostałam uznana za „łagodny przypadek”, podczas gdy specjaliści medyczni pierwszej linii są zajęci zarządzaniem epidemią.
Ostatnie cztery miesiące nauczyły mnie, raz za razem, że powinniśmy wierzyć specjalistom medycznym, gdy mówią nam, że nie wiedzą lub nie rozumieją, jak zachowuje się ten wirus, jaki ma wpływ na nasze ciała i co możemy zrobić, aby go leczyć, gdy go złapiemy. Chcę, abyście wiedzieli, że ten wirus nie tylko zabija ludzi – może on wywołać u zdrowych ludzi przewlekłą chorobę, która trwa miesiącami.
W marcu rząd holenderski zalecał nam, abyśmy przestali podawać sobie ręce (Holendrzy podają ręce wszystkim), abyśmy regularnie myli ręce i zakrywali usta, jeśli kaszlemy. Ja tak naprawdę nie kaszlałam – raz lub dwa razy dziennie wydawałam żałosny, pojedynczy kaszel, a moja klatka piersiowa nie była przekrwiona, nie czułam flegmy do usunięcia. Po prostu czułem, że w mojej klatce piersiowej działa elektryczny koc na najwyższym ustawieniu. I had never felt anything like it.
My symptoms did not match the list on the National Institute for Public Health and Environment website but just to be on the safe side, I stopped meeting people in person and went to the supermarket once a week. Kiedy szłam, nosiłam lateksowe rękawiczki i trzymałam się z daleka od innych kupujących. Nie kaszlałam, nie kichałam ani nie wąchałam. Nadal mogłam chodzić do sklepu i nosić zakupy do domu, co stanowiło 20-minutowy spacer w każdą stronę. Do 16 marca Holandia była w „inteligentnym” zamknięciu.
Od tego czasu pracowałem w domu. W miarę upływu miesiąca, gdy ogień wciąż płonął w moich płucach, stawałem się coraz bardziej zmęczony. Budziłem się około 7.30 rano po dziewięciu godzinach odpoczynku i czułem się dobrze, ale o 11.30 potrzebowałem już snu.
„To coś chce kontrolować moje płuca”, powiedziałem przyjacielowi przez telefon w Australii, gdy zbliżał się kwiecień. Pod koniec marca mogłam już tylko leżeć w łóżku, drzemać, czytać i jeść. Piłam dużo świeżej herbaty z imbirem. Ogień w moich płucach wciąż szalał, oddychałam tylko do samego szczytu płuc, nie mogłam wziąć głębokiego oddechu. Nie spałam tak dobrze, jak zazwyczaj, a kiedy byłam bardzo zmęczona (zazwyczaj po południu), nabawiłam się spektakularnego szumu w uszach. Leżałem w łóżku i z ciekawością i obawą wsłuchiwałem się w fazy wysokich częstotliwości w moich uszach. Kiedy przyjaciel dzwonił, żeby sprawdzić, jak się czuję, gdy był na wieczornym spacerze, czasami musiałam prosić go o trzykrotne powtórzenie tego, co mówił, ponieważ nie mogłam usłyszeć jego głębokiego głosu ponad krzyczącymi wysokimi tonami w mojej głowie. Byłam zaniepokojona. Od trzech tygodni nie zajmowałam przestrzeni fizycznej z innym człowiekiem. A moje ciało stawało się bardzo słabe.
W dniu 28 marca, po szczególnie stresującej nocy, zadzwoniłam do mojego lekarza, a on zgodził się wysłać mnie do kliniki oddechowej, aby sprawdzić stan moich płuc. Do kliniki szłam bardzo powoli. Kiedy przyszła po mnie lekarka, miała na sobie pełne PPE. Sprawdziła moją temperaturę (w normie), nasycenie krwi tlenem (również w normie) i osłuchała moje płuca. Usłyszała tam infekcję. „Myślę, że to koronawirus” – powiedziała. „Ale nie mogę cię zbadać. Nadal możesz chodzić i mówić. Proszę iść do domu, odpocząć i zadzwonić do nas, jeśli się pogorszy”. Holendrzy rozpoczęli powszechne testy dopiero w czerwcu, więc do dziś nie zostałem jeszcze przetestowany pod kątem wirusa.
Kiedy następnego dnia rozmawiałem z moim lekarzem, doradził, że jedna wersja koronawirusa wydawała się to robić – dając ludziom długotrwałą infekcję płuc, która może trwać do sześciu tygodni. „Więc prawdopodobnie masz jeszcze jakieś trzy tygodnie”, zasugerował.
Wziąłem zwolnienie lekarskie z pracy i leżałem w łóżku z brakiem tchu, palącymi płucami, dzwoniącymi uszami i całkowitym wyczerpaniem przez kolejne trzy tygodnie. Czas był zamazany. Co kilka dni ludzie podrzucali mi artykuły spożywcze. Ledwo mogłam stanąć w otwartych drzwiach i nawiązać z nimi rozmowę. Byłem po prostu zbyt zmęczony. Moje płuca paliły i paliły.
Dziesięć dni po wizycie w klinice, wciąż z palącymi płucami i płytkim oddechem, zadzwoniłem do lekarza pogotowia. Opisałem swoje objawy. On spojrzał na notatki z mojej wizyty w klinice oddechowej.
„Myślą, że mam Covid-19”, powiedziałem. Była druga nad ranem. Obudziłem się w środku nocy. Byłam przerażona.
„Jestem pewna, że tak”, odpowiedział. „Twoje objawy są z tym zgodne. Ale możesz mówić do mnie pełnymi zdaniami przez telefon, więc nie martwię się zbytnio o ciebie. Weź trochę paracetamolu i postaraj się odpocząć. Zadzwoń do nas, jeśli nie możesz chodzić do toalety, lub jeśli twój oddech się pogarsza, lub jeśli masz gorączkę przez więcej niż dwa dni.”
Przewidywania mojego lekarza były słuszne. Miałam palące płuca, wyczerpanie i płytki oddech przez w sumie sześć tygodni. W połowie kwietnia pieczenie zaczęło ustępować, a zastąpił je ucisk w klatce piersiowej i ciężar na płucach. Zacząłem kaszleć po zbyt szybkim wchodzeniu po schodach w moim mieszkaniu lub gdy zbyt długo rozmawiałem z przyjacielem na WhatsApp. Byłam tak słaba, że nie mogłam przejść się dookoła bloku. Oddychanie było ciężką pracą. W dniu 23 kwietnia odesłano mnie z powrotem do kliniki chorób układu oddechowego i ponownie zbadano. Brak temperatury. Saturacja tlenem w porządku. Tym razem lekarz nie usłyszał śladów infekcji w moich płucach, kiedy je osłuchiwał.
„Więc dlaczego nie mogę oddychać? Dlaczego kaszlę?” zapytałem ją, płacząc z frustracji.
„Nie wiemy. Może być tam jakiś stan zapalny. Dam ci steryd do wdychania, to może pomóc.”
Po tym jak palący ból został zastąpiony przez te nowe objawy, spędziłam maj i pierwszą połowę czerwca próbując odzyskać trochę sił i poddając się mojemu całkowitemu wyczerpaniu. Moje płuca zmęczyłyby się i bolały po chodzeniu przez 10 minut, lub rozmowie przez więcej niż 20 minut. Spadłbym z urwiska w całkowite wyczerpanie bez żadnego ostrzeżenia i musiałbym spędzić dzień w łóżku. Ale powoli, robiąc dwa kroki do przodu i jeden i pół do tyłu, byłem w stanie odzyskać tyle siły, że mogłem pójść na spacer z przyjacielem (w połowie mojego zwykłego tempa), usiąść z nim i porozmawiać. Ta część mojego powrotu do zdrowia wydaje się zgodna z powrotem do zdrowia po zapaleniu płuc, ale nigdy nie zdiagnozowano u mnie zapalenia płuc.
Mniej więcej w tym czasie media zaczęły informować o przypadkach „długiego transportu” wirusa. To było uspokajające, aby zobaczyć, że nie byłem sam. Zawód lekarza zaczął rozważać, czy ludzie tacy jak ja są rzeczywiście pacjentami, którzy potrzebują stałej opieki.
Jak czerwiec postępował, moja sprawność fizyczna nadal się poprawiała, ale moje płuca nadal bolały, a klatka piersiowa nadal była napięta. Zmęczenie miażdżące kości zostało zastąpione zmęczeniem.
Zdałem sobie sprawę, że robiłem coś, co nazwałem „oddychaniem Covida”. Krótkie, płytkie oddechy. Po sześciu tygodniach leczenia, a 12 tygodniach od początku problemów, nie było żadnej realnej poprawy w wytrzymałości moich płuc. Porozmawiałem o tym z moim lekarzem, który zasugerował mi wizytę u fizjoterapeuty specjalizującego się w rehabilitacji płuc.
Dwa tygodnie temu ktoś pokazał mi, jak oddychać. To dziwne doświadczenie musieć uczyć się na nowo, jak robić rzecz, której nigdy nie trzeba było się uczyć. Gdy zaczyna się lipiec, jestem prawie w stanie normalnie oddychać, ale tylko wtedy, gdy poświęcę temu całą swoją uwagę. Kiedy piszę dla was te słowa, oddycham płytko.
Piszę to, ponieważ jesteśmy cztery miesiące w pandemii i wszyscy jesteśmy zmęczeni, a niektórzy ludzie zastanawiają się, ponieważ brakuje im bezpośredniego doświadczenia z pierwszej ręki kogoś z wirusem, czy naprawdę jest się czym martwić. Ja złapałam wirusa bardzo wcześnie i nie mogę państwu powiedzieć, jak długo trwa powrót do zdrowia, ponieważ jeszcze nie wyzdrowiałam. Opowiadam wam o moich dotychczasowych doświadczeniach z Covid-19, aby pomóc wam zachować siły w tym okresie niepewności i ograniczeń.
Przede mną jeszcze długa droga, ale po czterech miesiącach myślę, że może być możliwe, że w pełni wyzdrowieję. Badacze medyczni też mają przed sobą długą drogę. Dyscyplina i cierpliwość, których używają, aby zrozumieć wirusa, nie jest tak różna od tego, z czego ja muszę teraz korzystać i z czego wy musicie korzystać, ponieważ nadal musicie stawiać czoła ograniczeniom waszej wolności osobistej, obawie, że możecie stracić pracę, stresowi, który odczuwacie, że wasz kod pocztowy może być następnym, w którym pojawi się epidemia wirusa. Być może pomogłoby nam uznanie, że wszyscy jesteśmy długodystansowcami.
– Anna Poletti jest pisarką, badaczką i nauczycielką mieszkającą w Utrechcie, Holandii
{{topLeft}}
{{bottomLeft}}
{{topRight}}
{{bottomRight}}
{{topRight}}
{{/goalExceededMarkerPercentage}}
{{/ticker}}
{{heading}}
{{#paragraphs}}
{{.}}
{{/paragraphs}}{{highlightedText}}
- Share on Facebook
- Share on Twitter
- Share via Email
- Share on LinkedIn
- Share on Pinterest
- Share on WhatsApp
- Share on Messenger
.