Gdyś, zanim ktokolwiek wypowiedział słowa kinowe uniwersum, filmy o superbohaterach istniały jako bezwysiłkowa letnia rozrywka. Nawet jeśli filmy komiksowe zawsze miały zawyżone budżety, wielkie sceny akcji i szeroką widownię docelową, kiedyś były bardziej samodzielne. Podążając za tą formą, Wonder Woman 1984, długo oczekiwany, opóźniony przez pandemię sequel Patty Jenkins do wspaniałego filmu origin-story z 2017 roku, nie zajmuje się tworzeniem spin-offów. Ani nie taguje w powiązanych postaciach DC Comics z innych franczyz lub zapowiedzi nowego super-teamu. To odświeżająco głupia i zwiewna przygoda skupiona na emocjach jednej postaci, Wonder Woman (granej przez Gal Gadot), i urocze zakończenie męczącego roku kinowego.
Read: Why 'Wonder Woman’ worked for DC
Originally due out at the end of 2019, Wonder Woman 1984 was bumped to 2020 and then pushed down the schedule over and over again because of the theatre closures; it’s finally reaching audiences on Friday, both in cinemas and on HBO Max. Oglądałem go w domu, ale tak jak w przypadku wielu tegorocznych wydań, tęskniłem za wiwatującym tłumem i ekranem kinowym od podłogi do sufitu; kilka sekwencji zostało zaprojektowanych do oglądania w IMAX i czułem się trochę wybrakowany w moim salonie. Mimo to znalazłem pocieszenie w fakcie, że miliony ludzi odpalą ten sam film w Boże Narodzenie i, miejmy nadzieję, będą się dobrze bawić.
Pierwsza Wonder Woman była prequelem, spin-offem i franczyzowym seterem w jednym, przynosząc elementy rozrastającego się nowoczesnego uniwersum DC Comics, ale także wyjaśniając pochodzenie Diany (Gadot), amazońskiej bogini, która zostaje uwikłana w I wojnę światową i zakochuje się w śmiałym pilocie Steve’ie Trevorze (Chris Pine), zanim straci go w bitwie. Zamiast skakać do jeszcze jednego ważnego momentu w przeszłości (powiedzmy, II wojna światowa) lub do dnia dzisiejszego, sequel jest ustawiony w 1984 roku, radośnie ubierając każdą postać tła w legginsy Day-Glo i kurtki varsity, i wyczarowując erę więcej, więcej, więcej.
Read: The fitful evolution of Wonder Woman’s look
Przeskok czasowy to sprytny sposób na poradzenie sobie z pytaniami wywołanymi przez pierwszą Wonder Woman rozgrywającą się w 1918 roku – mianowicie, dlaczego nadludzka Diana nie zrobiła więcej, aby zapobiec historycznym katastrofom, jeśli weszła do naszego świata ponad sto lat temu? Najprostsza odpowiedź jest oczywiście taka, że jedna osoba (nawet ta obdarzona nieśmiertelnością i nietykalnością) może zrobić tylko tyle. A osadzając Wonder Woman 1984 w dekadzie zdefiniowanej przez chciwość, Jenkins daje do zrozumienia, że zło może często wynikać ze zbiorowej apatii i egoizmu, a nie z jednego przebranego superzłoczyńcy. W obliczu współczesnych nieszczęść, takich jak nierówność majątkowa i zmiany klimatyczne, Jenkins cofa kamerę do epoki, którą postrzega jako źródło wielu z tych problemów.
More Stories
Nie, że film nie ma indywidualnych złych facetów. Mamy pretendującego biznesmena Maxwella Lorda (Pedro Pascal), absurdalnie wystylizowanego, wysokoenergetycznego nincompoopa, który głosi ewangelię bogactwa w telewizji. Mamy też pyskatą Barbarę Minervę (Kristen Wiig), wrażliwą panią archeolog, która w końcu przemienia się w futrzanego przeciwnika – Geparda. Ale Jenkins, który napisał scenariusz wraz z Geoffem Johnsem i Davidem Callahamem, stara się podkreślić, że ci antagoniści również są ofiarami swoich własnych niepewności i wątpliwości. MacGuffin filmu to magiczny starożytny artefakt, który spełnia życzenia, a w niewłaściwych rękach sieje totalny chaos – Jenkins przekonuje, że nasze własne pragnienia są często najbardziej destrukcyjnymi siłami.
Read: Z 'Wonder Woman,’ DC Comics w końcu dostaje to prawo
Dla mnie jest to o wiele bardziej intrygująca narracja niż ta, która definiuje wiele filmów o superbohaterach, które skupiają się na zewnętrznych triumfach, fizycznych bitwach i zatarciu wszechogarniającego zła. Diana pragnie normalności, która jest przeciwieństwem jej życia jako amazońskiej półbogini odpowiedzialnej za wyczyny superbohaterskie. Choć Steve zginął jakieś 70 lat wcześniej, ona wciąż pielęgnuje swój żal; wyobrażam sobie, że dla nieśmiertelnego czas płynie znacznie wolniej. Jenkins zamienia ten utrzymujący się smutek w silną drugorzędną linię fabularną, w której Steve zostaje w mistyczny sposób zwrócony Dianie – ale za pewną cenę.
Ten wątek jest ciekawym wykorzystaniem Pine. Chemia Steve’a z Dianą była olśniewająca w pierwszej Wonder Woman, ale on również pożegnał się z nią odpowiednią, pamiętną, poruszającą sceną śmierci. W 1984 roku powraca głównie po to, by dostarczyć komedii typu „ryba wyjęta z wody” (nie może uwierzyć w nową sympatię wszystkich do spodni spadochronowych) i wcielić się w rolę pomocnika w akcji. Na pierwszy rzut oka rola ta wydaje się niegodna talentu Pine’a. Ale Jenkins wykorzystuje nadprzyrodzony zjazd pary, by podkreślić napięcie między życiem Diany jako bohatera a jej pragnieniem przyziemności. Kiedy Steve umarł, straciła nie tylko ich osobisty związek, ale także sposób, w jaki połączył ją z ludzkością.
Wonder Woman 1984 ma mnóstwo głupoty – wspomniany magiczny kamień życzeń, sekwencję akcji w centrum handlowym z estetyką tandetnego filmu Arnolda Schwarzeneggera, a w Cheetah, złoczyńca, który pozornie wyskoczył z planu Kotów Toma Hoopera. Ale ta lekkość uzupełnia filmową opowieść z sercem na dłoni, w której Diana może wygrać ważną bitwę, po prostu odwołując się do emocji, a najlepszym sposobem na uratowanie ludzkości jest przyjęcie bezinteresowności. Ten ton pasuje do bohaterki filmu równie dobrze, jak jej lśniąca złota zbroja.