Tę wielopoziomową knajpkę, ukrytą na dalekim krańcu bardzo modnej dzielnicy Williamsburga, można rozpoznać głównie po małej, czerwonej lampce świecącej nad jej drzwiami. Wewnątrz jadłodajnie znajdują się w słabo oświetlonych prywatnych celach, zasłoniętych bambusowymi żaluzjami i połączonych cienistymi kamienno-żwirowymi przejściami. Obsługa jest dyskretna, pojawia się niemal natychmiast po naciśnięciu przycisku, ale poza tym żaluzje pozostają zaciągnięte. Pewnej nocy, przy delikatnym szumie standardów jazzowych, jedynym dowodem obecności innych gości były niezbyt wyraźne odgłosy sesji łóżkowej. Dwóch niczego nie spodziewających się facetów („Wanna grab a bite tonight? Hit that new Japanese place?”) zostało pozostawionych, aby wiercić się w swojej komnacie i rozmawiać niewygodnie o byłych dziewczynach.
Na szczęście lista sake w Zenkichi podwaja długość menu, a taki niepokój może być szybko złagodzony. Wakatake Onikoroshi („Oryginalny pogromca demonów”) i Suirakuten („Niebo rozkoszy”) załatwiły sprawę, choć Escherowski układ sal restauracyjnych, z lustrami na ścianach przy każdym zakręcie – a zakrętów jest sporo – przemawia za umiarkowaniem. Jedzenie, w porcjach przeznaczonych do dzielenia się, dąży do innowacji i pojawia się z zadziwiającą szybkością. Carpaccio z maguro, skropione olejem sezamowym i białym sosem sojowym, miało orzeźwiający, słodki posmak. Tempura z anago i serka śmietankowego była rozkosznie żarłoczna; serek śmietankowy mógł przytłoczyć słonego węgorza, ale to nie ma znaczenia. Kurczak tsukune, zapakowany w wydrążony kij bambusowy i upstrzony ziarnami sezamu, wyglądał ładnie i smakował lepiej, ale grillowany czarny dorsz saikyo, reklamowany jako ulubieniec szefa kuchni, był nijakim rozczarowaniem.
Posiłek zakończył się, po radioaktywnie różowym deserze z galaretki grejpfrutowej, tuzinem ukłonów i podziękowań oraz zapytaniem o ulubiony element diner’s przez szczególnie gorliwą kelnerkę. „Powiem szefowi kuchni,” powiedziała. „Musimy się poprawić dla naszych klientów”. Kilku patronów, najwyraźniej chcących kontynuować swoją noc intymności, zostało zauważonych wędrujących z nadzieją przez ulicę, aby sprawdzić sklep o nazwie Mikey’s Hook Up. Księżyc był na niebie, a nazwa wydawała się obiecująca. (Otwarte od środy do niedzieli na kolację. Dania $5-$13; menu degustacyjne $88 dla dwojga). ♦